Irlandzki pisarz – laureat licznych nagród, znany m.in. z powieści „The Master” o Henrym Jamesie – pośród wielu doświadczeń ma też życie i twórczość pod rządami dyktatur w Hiszpani i Argentynie oraz w czasie ich upadku.
A jeśli bohater jego najnowszej powieści Tomasz Mann pozwolił sobie na marzenia o końcu III Rzeszy, my, czytając „Czarodzieja”, pozwólmy sobie na wyobrażenia o Ukrainie wolnej od rosyjskich najeźdźców i Rosji wolnej od Putina. Również po to, by wiedzieć, że armie przegrywają szybciej niż zmienia się świadomość społeczeństw chorych na imperializm.
Zalążek nazizmu
W „Czarodzieju” czytamy więc, że gdy tuż po 1945 r. niemiecka publiczność nie mogła oklaskiwać czołowych nazistów, witała wiwatami ich ulubionych artystów. Kompozytorzy Franz Lehar i Richard Strauss nie czuli wcale wyrzutów sumienia, że w czasie wojny żyli wygodnie w Niemczech. Strauss pytany, czy rozważa wyjazd, odpowiedział: dlaczego „miałby wyjeżdżać z kraju, w którym znajduje się 80 gmachów opery”?
Zastanawiające wobec dzisiejszych rozważań o kulturze rosyjskiej są refleksje Manna nad niemiecką.
Winifred Wagner, synowa słynnego kompozytora, która skądinąd pomogła teściom Manna, mającym żydowskie pochodzenie wyjechać z Monachium, nawet po wojnie mówiła o „austriackim uroku Hitlera, jego szczodrości i cudownym poczuciu humoru”.