„Czarodziej” Colma Tóibína: Mann i austriacki urok Hitlera

„Czarodziej” Colma Tóibína o niemieckim nobliście prowokuje w lekturze porównanie nazistów z polityką Putina.

Publikacja: 08.11.2022 03:00

Colm Tóibín, Tomasz Mann

Colm Tóibín, Tomasz Mann

Foto: materiały prasowe, Library of Congress

Irlandzki pisarz – laureat licznych nagród, znany m.in. z powieści „The Master” o Henrym Jamesie – pośród wielu doświadczeń ma też życie i twórczość pod rządami dyktatur w Hiszpani i Argentynie oraz w czasie ich upadku.

A jeśli bohater jego najnowszej powieści Tomasz Mann pozwolił sobie na marzenia o końcu III Rzeszy, my, czytając „Czarodzieja”, pozwólmy sobie na wyobrażenia o Ukrainie wolnej od rosyjskich najeźdźców i Rosji wolnej od Putina. Również po to, by wiedzieć, że armie przegrywają szybciej niż zmienia się świadomość społeczeństw chorych na imperializm.

Zalążek nazizmu

W „Czarodzieju” czytamy więc, że gdy tuż po 1945 r. niemiecka publiczność nie mogła oklaskiwać czołowych nazistów, witała wiwatami ich ulubionych artystów. Kompozytorzy Franz Lehar i Richard Strauss nie czuli wcale wyrzutów sumienia, że w czasie wojny żyli wygodnie w Niemczech. Strauss pytany, czy rozważa wyjazd, odpowiedział: dlaczego „miałby wyjeżdżać z kraju, w którym znajduje się 80 gmachów opery”?

Zastanawiające wobec dzisiejszych rozważań o kulturze rosyjskiej są refleksje Manna nad niemiecką.

Winifred Wagner, synowa słynnego kompozytora, która skądinąd pomogła teściom Manna, mającym żydowskie pochodzenie wyjechać z Monachium, nawet po wojnie mówiła o „austriackim uroku Hitlera, jego szczodrości i cudownym poczuciu humoru”.

Pomimo że wielu przyjaciół Manna o opozycyjnych poglądach zamordowano, inni znajomi, którzy współpracowali z reżimem, nie rozumieli, że przegrana Niemiec jest konsekwencją tego, co uczynili światu. Nie musieli, bo i bez tego odzyskiwali wpływy.

Tóibín opisuje inne położenie Manna. Jego dom w Monachium w czasie wojny zmieniono w germański rozpłodowy burdel. Gdy członkowie rodziny byli przeciwko bombardowaniu niemieckich miast, w tym rodzinnej Lubeki – odpowiadał, że było tam gigantyczne stężenie nazistów. Pamiętał jak źle traktowano jego matkę, Brazylijkę.

Zastanawiające wobec dzisiejszych rozważań o kulturze rosyjskiej są refleksje Manna nad niemiecką. W przemówieniach przekazanych przez zachodnie rozgłośnie do ojczyzny mówił, że wszyscy Niemcy są winni wojny, ponieważ „kultura i niemiecki język zawierają w sobie zalążki nazizmu”. Dodawał jednak, że są w niej też zalążki nowej demokracji. Niemcy musieli jednak to udowodnić. A jeśli Mann analizował krytycznie niemiecką kulturę, to dlatego, że sam był pod jej trującym wpływem.

Dziś, gdy pamięta się przede wszystkim o Tomaszu Mannie, nobliście z 1929 r., autorze wciąż czytanych powieści – jego brat Henryk może być uznany za zapomnianego. A przecież zanim Tomasz stał się najbardziej wpływowym niemieckim pisarzem XX wieku, podejmowanym przez prezydenta USA, to Henryk pierwszy zdobył europejską popularność i jako socjalista od początku krytykował niemiecki apetyt na I wojną światową.

Może nie mieli racji nazistowscy oficjele sądząc, że Manna trzeba było obsypać przywilejami, dać szansę na spokojne słuchanie ukochanego Wagnera, a byłby z nimi, jednak trzeba pamiętać, że do czasu klęski Niemców w 1918 r. Tomasz upajał się myślą o wyjątkowości Niemców. Z socjalistami miał problem jako świadek rewolucji monachijskiej, gdy tacy jak on i jego teściowie znajdowali się na listach proskrypcyjnych komitetów kierowanych przez nie najlepszych poetów. Nie wiedział jeszcze, że to miłośnicy jego talentu wykreślili Mannów z listy skazanych na śmierć.

Wielki wysiłek

Dopiero z czasem zrezygnował z poglądu, że hitlerowcy to tylko margines niemieckiej polityki. Jako osoba powściągliwa za późno zdecydował się na otwarte wystąpienia przeciwko nazistom, z czego miał pewne korzyści, bo nawet gdy uciekł do Szwajcarii, tolerowano jego książki w niemieckich księgarniach. Chwile grozy przeżył, gdy w momencie agresji na Polskę przebywał w Szwecji, flirtującej z III Rzeszą. Gwałtowna ucieczka samolotem ponad dawną ojczyzną, wieści o córce, która w przeciwieństwie do zięcia cudem uratowała się ze storpedowanego przez Niemców statku, pokazują dramat niemieckich opozycjonistów.

Dla każdego inny. Tóibín opisuje bowiem, jak FBI przesłuchiwało Manna na temat komunistycznych poglądów Bertolta Brechta i lewicującego brata Henryka, który szydził, że okupujący Niemcy Amerykanie różnią się od Rosjan tylko tym, że oferują cukierki. FBI interesowało się też homoseksualizmem i uzależnieniem od morfiny syna Tomasza – Klausa – bo pragnął walczyć w amerykańskiej armii.

Jakbyśmy dziś powiedzieli, LGBT to ważny temat książki, twórczości pisarza, jego życia i rodziny. Choć nieradykalnie, to jednak od początku Mann pisał o takich relacjach, które nie były oczywiste. To kazirodczy związek germańsko-wagnerowskich bohaterów „Z rodu Wälsungów” czy „Śmierć w Wenecji”, czyli smutna fantazja starzejącego się homoseksualisty. Powodów do pisania dostarczała Mannowi jego własna biografia. W „Czarodzieju” czytamy o pierwszym, niespełnionym uczuciu do szkolnego kolegi i nieoczekiwanej inicjacji na stancji u prawicowych mieszczan. O późniejszych bardziej przelotnych i trwałych fascynacjach żona Katia mówi przewrotnie, że zdecydowała się na ślub z Mannem, ponieważ miała dość samczych reakcji swojego ojca na widok każdej kobiety.

Mieli sześcioro dzieci, w tym płodne artystycznie, homoseksualne i biseksualne, wśród zaś ich fikcyjnych de facto małżonków – poetę W.H. Audena, który sfotografował się z rodziną Mannów podczas słynnej sesji dla „Life”, w kulisach wyśmiewając ją jako przykład hipokryzji. Przez karty powieści przewija się bohema XX w., w tym podziwiany przez rodzinę Manna i zaprzyjaźniony z nią Gustaw Mahler, jeden z pierwowzorów Aschenbacha ze „Śmierci w Wenecji”.

Tóibín zakończył powieść o wielkim pisarzu dwustronicowym podziękowaniem dla autorów książek o Mannie. Selekcjonując fakty, strojąc je w kostium narracji i dialogów, napracował się bardzo, co nie zawsze przynosi czarodziejski efekt. Brakuje też poważniejszego nawiązania do twórczości autora „Doktora Faustusa” – nawet arcydzieła zostały potraktowane pobieżnie. Pocieszmy się, że „Czarodziej” oferuję wiedzę, której pozyskanie odebrałoby nam czas na czytanie dzieł Manna i innych mistrzów. Cierpliwość, a nawet przesadzona życzliwość wobec książki ma więc swój pragmatyczny sens.

Colm Tóibín Czarodziej Przełożył Jerzy Kozłowski, Rebis, 2022

Colm Tóibín Czarodziej Przełożył Jerzy Kozłowski, Rebis, 2022

Colm Tóibín, ur. w 1955 r., autor powieści „Czarodziej” z 2021 r.

Colm Tóibín, ur. w 1955 r., autor powieści „Czarodziej” z 2021 r.

Foto: mat. pras. (2)

Irlandzki pisarz – laureat licznych nagród, znany m.in. z powieści „The Master” o Henrym Jamesie – pośród wielu doświadczeń ma też życie i twórczość pod rządami dyktatur w Hiszpani i Argentynie oraz w czasie ich upadku.

A jeśli bohater jego najnowszej powieści Tomasz Mann pozwolił sobie na marzenia o końcu III Rzeszy, my, czytając „Czarodzieja”, pozwólmy sobie na wyobrażenia o Ukrainie wolnej od rosyjskich najeźdźców i Rosji wolnej od Putina. Również po to, by wiedzieć, że armie przegrywają szybciej niż zmienia się świadomość społeczeństw chorych na imperializm.

Pozostało 90% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność