Takie procesy już są prowadzone od kilku lat przez indywidualne osoby: w jednej z nich Sąd Apelacyjny w Krakowie w grudniu 2016 r. nakazał niemieckiej telewizji ZDF przeprosić byłego więźnia obozu Auschwitz Karola Tenderę za to, że na stronie internetowej przypisała Polakom utworzenie tego obozu. Sądy niemieckie w Koblencji i Moguncji uznały, że prawo niemieckie nie stoi na przeszkodzie wykonaniu tego wyroku (sprawa czeka jeszcze na ostateczny werdykt polskiego SN i niemieckiego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości). Pan Tendera prowadził ją indywidualnie, ale wspierało go Stowarzyszenie Patria Nostra w Olsztynie.
A co o tej ścieżce sądzą praktycy ?
– Choć generalnie prawo nie powinno kształtować naszych poglądów o historii, są jednak sytuacje, gdy prawo musi zadziałać. Zawirowania wokół nowelizacji ustawy o IPN potwierdzają, że pamięć o zbrodniach niemieckich wciąż jest żywa i wywołuje emocje, a zagraniczna opinia publiczna, delikatnie mówiąc, ma zniekształcony historyczny obraz roli Polaków w zwalczaniu ideologii nazistowskiej – ocenia Szymon Topa, radca prawny, pełnomocnik byłych więźniów obozów koncentracyjnych w procesach o „polskie obozy". – Pozostawienie w ustawie o IPN nowych przepisów cywilnych może ułatwić pozywanie za fałszowanie pamięci o cierpieniach, jakie przeżyło pokolenie II wojny światowej z rąk niemieckiego okupanta. Wskazują one, kto ma legitymację do wytaczania takiej sprawy i jakie dobro jest chronione. Skuteczność tych ogólnych przepisów będzie nabierała jednak kształtów w praktyce sądowej – dodaje.
Innego zdania jest Jerzy Naumann, adwokat, który prowadził m.in. proces o ochronę dóbr osobistych jednej z osób negatywnie przedstawionych w książce „Sąsiedzi" Jana Grossa.
– Dobre chęci (obrona dobrego imienia i narodu polskiego) nie są przesłanką prawną, więc prawo ich nie ocenia – ocenia je historia oraz polityka. Rządzący dowiedzieli się poniewczasie, że dobre chęci mogą sprowadzić na kraj nieszczęście, w które Polska wpadła po uszy. Teraz ma w nim brnąć tylko po kolana – tłumaczy.
– Pozywanie cywilne – obojętne, czy przed sądami polskimi, czy zagranicznymi – niesie ze sobą fatalny mankament: niezbędne jest ustalanie faktów historycznych, a to nie jest zadaniem sądów, lecz historyków. Pójście z tego rodzaju sprawą do sądu, choćby cywilnego, przyniesie Polsce więcej szkody niż pożytku – konkluduje mecenas Naumann.