O wybuchu poinformowały ok. 21.00 polskiego czasu (23.00 w Moskwie) najpierw lokalne kanały na Telegramie, a następnie rosyjskie agencje propagandowe. „W Kołomnej doszło do eksplozji, szczegóły tego, co się stało, nie są jeszcze znane - dowiedziała się RIA Nowosti w biurze prasowym administracji miasta” - można było przeczytać w suchym komunikacie. Od razu osłabiano jednak przez z mediów społecznościowych.
Według świadków, którzy wypowiadali się w nagraniu opublikowanym na Telegramie, eksplozję na przedmieściach Kołomnej, położonej ok. 100 km na południowy wschód od Moskwy, słychać było „w prawie wszystkich częściach miasta”. - Słychać było gwizd, a potem eksplozję - mówili lokalni mieszkańcy. RIA Nowosti z miejsca zapewniła jednak, że „odgłos eksplozji słyszalny był nie w całym mieście, ale tylko na przedmieściach za rzeką Moskwą”.
Trzy godziny po wybuchu dobrze zorientowany kanał Baza na Telegramie poinformował, że policji i Ministerstwu ds. Sytuacji Nadzwyczajnych pod Moskwą nie udało się jeszcze ustalić jego przyczyny oraz lokalizacji. „Wywiad przeprowadzony wśród okolicznych mieszkańców nie przyniósł rezultatów. Ludzie słyszeli eksplozję w różnych częściach (miasta). Film z poświatą, którą miejscowi początkowo wzięli za konsekwencję eksplozji, okazał się pokazywać poświatę emanującą z lokalnych dużych szklarni” - można przeczytać we wpisie.
Także agencja RIA Nowosti, cytując anonimowe źródło w służbach ratunkowych, stwierdziła, że „według wstępnych doniesień w rejonie Kołomnej nie znaleziono żadnych śladów eksplozji”.