Rano nad wschodnimi obrzeżami stolicy Ukrainy unosił się dym. Jak przekazał mer Kijowo Witalij Kliczko, w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego jedna osoba została ranna, nikt nie zginął. Siły Zbrojne Ukrainy podały, że ok. godz. 6:00 czasu lokalnego obrona przeciwlotnicza zestrzeliła jeden wrogi nadlatujący pocisk manewrujący.
Z kolei państwowy operator energii jądrowej Energoatom podał, że jeden z rosyjskich pocisków, który prawdopodobnie kierował się w stronę Kijowa, przeleciał "niebezpiecznie nisko" nad elektrownią jądrową w obwodzie mikołajowskim. Ukraińskie Siły Powietrzne informowały, że według wstępnych danych Rosjanie wystrzelili pociski z samolotu Tu-95 znad Morza Kaspijskiego.
Ministerstwo Obrony Rosji oświadczyło, że rosyjskie wojsko użyło precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu wystrzeliwanych z powietrza. W wyniku uderzenia na obrzeżach Kijowa zniszczone miały zostać czołgi T-72 dostarczane Ukrainie przez sojuszników tego państwa oraz inne pojazdy opancerzone znajdujące się w budynkach przedsiębiorstwa zajmującego się naprawą wagonów.
Czytaj więcej
"Czy Pani/Pana zdaniem Unia Europejska powinna wprowadzić embargo na gaz z Rosji, niezależnie od kosztów, z jakimi będzie się to wiązać?" - takie pytanie zadaliśmy uczestnikom sondażu SW Research dla rp.pl.
Doniesieniom strony rosyjskiej zaprzeczył w mediach społecznościowych szef zarządu ukraińskich kolei państwowych Ołeksandr Kamyszin. Przekazał on, że cztery pociski uderzyły w zakład naprawy wagonów kolejowych we wschodnim Kijowie. "Wojska rosyjskie kolejny raz ostrzelały infrastrukturę kolejową" - podkreślił. "W zasadzie to dla nas standardowy początek dnia. (Rosjanie) codziennie uderzają w obiekty kolejowe, my je na bieżąco naprawiamy i ruszamy dalej" - dodał.