Ukraina odrzuciła oskarżenia Moskwy, jakoby stała za eksplozją w składzie ropy. - Z jakiegoś powodu oni (Rosjanie - red.) mówią, że to zrobiliśmy, ale według naszych informacji to nie odpowiada rzeczywistości - oświadczył Ołeksij Daniłow, sekretarz RBNiO.
Wcześniej rzecznik Ministerstwa Obrony Ukrainy nie potwierdził doniesień o udziale sił ukraińskich w doprowadzeniu do pożaru, ani im nie zaprzeczył. Z kolei doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Ołeksij Arestowycz, powiedział, że za to, co dzieje się na terytorium Federacji Rosyjskiej odpowiadają władze Rosji.
Czytaj więcej
Jednoizbowy parlament Ukrainy uchwalił ustawę o wypłatach dla rosyjskich żołnierzy za nadający się do użytku sprzęt wojskowy dobrowolnie przekazany na rzecz ukraińskich Sił Zbrojnych.
- To ich zadanie, by odkryć, co stało się w Biełgorodzie. Może ktoś palił w niedozwolonym miejscu, może rosyjscy wojskowi sabotują swoje rozkazy i używają dostępnych środków, ponieważ nie chcą wchodzić na terytorium Ukrainy - dodał.
Rano władze rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego oświadczyły, że w wyniku ataku dwóch ukraińskich śmigłowców doszło do pożaru w składzie ropy Rosneftu w Biełgorodzie, stolicy obwodu, położonej ok. 40 km od granicy z Ukrainą. Później gubernator obwodu Wiaczesław Gładkow poinformował, że pożar został opanowany. Według rosyjskiego resortu obrony, śmigłowce Mi-24 wleciały w rosyjską przestrzeń powietrzną o godz. 5:00.