Wojna Rosji z Ukrainą: Putin zabija bezbronnych

Kobiety z dziećmi uciekają z Ukrainy do Polski, pokonując nawet tysiąc kilometrów. Ich mężowie walczą na wojnie. Nie brakuje odważnych, którzy z gołymi rękami rzucają się na czołgi.

Publikacja: 02.03.2022 19:47

Od początku rosyjskiej inwazji dzieci w Ukrainie rodzą się w trakcie bombardowania w schronach urząd

Od początku rosyjskiej inwazji dzieci w Ukrainie rodzą się w trakcie bombardowania w schronach urządzonych w podziemiach szpitali. Na zdjęciu piwnica szpitala w Kijowie

Foto: AP

Ci, na których ktoś czeka tuż za granicznym szlabanem po polskiej stronie, przechodzą pieszo. Spieszą się, by jak najszybciej spotkać rodzinę czy przyjaciół, wsiąść do ciepłego auta i wreszcie odtajać z zimna i strachu. Dzieci w wózkach często płaczą, te kilkuletnie maszerują samodzielnie z plecaczkami, są zmęczone, ale uśmiechnięte.

Co chwila sceny, których nie powstydziliby się scenarzyści z Hollywood: najpierw uśmiech, potem gorączkowe machanie ręką, okrzyki, krótki bieg i rzucenie się w ramiona, czasem łzy. Dołhobyczów w woj. lubelskim to niewielkie przejście graniczne niedaleko Hrubieszowa. Nikt w miasteczku ani wśród pograniczników nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie przypominać rojny plac targowy.

1000 km od domu

Jeszcze rano w środę na przejście z ukraińskiej strony trzeba było czekać parę godzin. A o 14? – Zero – z dumą mówi komendant placówki ppłk SG Mariusz Kuczyński. – Rozładowaliśmy wreszcie korki – wyjaśnia. Organizacja jest rzeczywiście sprawna: tych, na których nikt nie czeka, wozy strażackie odwożą do punktów recepcyjnych. Straż pomaga nosić pakunki, pomaga osobom starszym, kobietom z małymi dziećmi.

Czytaj więcej

Ukraina: Tydzień wojny, tysiące ofiar

Swietłana siedzi już w samochodzie i czeka, by reszta z niewielkiej prywatnie zorganizowanej kolumny trzech aut się zapełniła. Jedzie do hotelu w Badowie, który ma przyjąć kilkanaście osób. – Podajcie koniecznie wasze imiona i nazwiska – mówi do warszawiaków krzątających się przy autach. – Nie chcę was stracić z oczu. Bo kiedyś ja i synowie chcemy wam przygotować specjalne podziękowania na piśmie – mówi. Za nią przebyte w ciągu trzech dni 1000 km.

Po drugiej stronie granicy rosyjskie bomby kolejny dzień spadały na ukraińskie miasta. Władze informowały o ponad 2 tys. ofiar wśród ludności cywilnej od początku rosyjskiej agresji 24 lutego.

Ukraińcy nie zamierzają jednak składać broni, wręcz przeciwnie. Z gołymi rękami rzucają się na okupantów. W Starobielsku w obwodzie ługańskim tłum stanął na drodze czołgów i transporterów opancerzonych. W Bobrowicy w obwodzie czernihowskim mężczyzna w podeszłym wieku stanął na drodze nadjeżdżającej kolumnie.

W Chersoniu mieszkańcy wyszli w centrum z flagą Ukrainy, w momencie gdy rosyjscy żołnierze zajmowali budynek administracji. – Jesteśmy bez broni. To nie jest Rosja! Jedźcie do domu! – krzyczeli do Rosjan odważni mieszkańcy Melitopola, którzy nie wpuszczali cudzego wojska do miasta.

Do końca stali też mieszkańcy Konotop, które są na drodze z Rosji do Kijowa. – Powiedzieli, że jak nie ustąpimy, zbombardują miasto za pomocą artylerii. Kto jest za tym, by walczyć? – pytał mer miasta zgromadzonych mieszkańców, w tym kobiety i dzieci.

Ostrzelany szpital

W środę, szóstego dnia agresji, rosyjskie siły weszły do Energodaru koło Zaporoża, gdzie mieści się największa w Europie elektrownia atomowa. Setki mieszkańców i pracowników elektrowni utworzyły barykady, zagradzając drogę workami z piaskiem i samochodami ciężarowymi.

Rosjanie okrążali Mariupol. Pod ostrzałem znalazł się szpital, w którym tego samego dnia urodziła się trójka dzieci. Ukraińscy lekarze tak samo jak wojskowi nigdzie nie uciekają, walczą o swój kraj.

Ci, na których ktoś czeka tuż za granicznym szlabanem po polskiej stronie, przechodzą pieszo. Spieszą się, by jak najszybciej spotkać rodzinę czy przyjaciół, wsiąść do ciepłego auta i wreszcie odtajać z zimna i strachu. Dzieci w wózkach często płaczą, te kilkuletnie maszerują samodzielnie z plecaczkami, są zmęczone, ale uśmiechnięte.

Co chwila sceny, których nie powstydziliby się scenarzyści z Hollywood: najpierw uśmiech, potem gorączkowe machanie ręką, okrzyki, krótki bieg i rzucenie się w ramiona, czasem łzy. Dołhobyczów w woj. lubelskim to niewielkie przejście graniczne niedaleko Hrubieszowa. Nikt w miasteczku ani wśród pograniczników nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie przypominać rojny plac targowy.

Konflikty zbrojne
Izraelski atak na dowódcę Hezbollahu. „To kolejny cios dla organizacji”
Konflikty zbrojne
Operacja w obwodzie kurskim. Rosja spodziewała się jej od końca 2023 roku
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku