„Jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowskiego, to niech szuka pomocy w Moskwie. My popierajmy taką białoruską opozycję, która nie staje po stronie naszych przeciwników” – napisał Terlecki po tym jak Swietłana Cichanouska, symbol białoruskiego sprzeciwu wobec dyktatury wobec Aleksandra Łukaszenki, uznawana przez białoruską opozycję za zwyciężczynię sfałszowanych wyborów prezydenckich z sierpnia 2020 roku, walcząca na Zachodzie o wolną Białoruś spotkała się w Warszawie z prezydentem Andrzejem Dudą i prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim. Napisał to w czasie, gdy Polska na forum unijnym domaga się ostrzejszych sankcji wobec Mińska. Gdy reprezentujący mniejszość Polską działacze siedzą w aresztach reżimu Łukaszenki. Gdy dyktator zmusza zarejestrowany w Polsce samolot do lądowania w Mińsku, po czym wywleka z niego opozycjonistę, który ostatnie lata spędził m.in. w Polsce, po czym łamie go i zmusza do samokrytycznych wypowiedzi, którymi chwali się przed światem. Gdy inny opozycjonista, Sciapan Łatypau, próbuje zabić się na sali sądowej. Gdy miliony Białorusinów są zakładnikami jednego człowieka, który gotów w pełni podporządkować swój kraj Rosji – co automatycznie zbliży groźnego sąsiada do granic Polski.
I w tym czasie wicemarszałek polskiego Sejmu postanawia się obrazić, bo szukająca pomocy dla swojego narodu Cichanouska spotyka się nie tylko z przedstawicielami rządu, ale również opozycji w Polsce. Mało tego – na Twitterze odsyła ją do Moskwy w czasie, gdy polski rząd powinien zrobić wszystko co tylko można, by Białoruś przed faktyczną aneksją przez Rosję chronić. Ale i to nie koniec – bo Terlecki zarzuca, że upominająca się o demokrację na Białorusi Cichanouska spotyka się z niedemokratyczną opozycją, czym – gdyby ktoś na Zachodzie traktował wpisy wicemarszałka polskiego Sejmu poważnie (miejmy nadzieję, że tak nie jest) – osłabia jej mandat do reprezentowania wolnych Białorusinów. No bo jakże – u siebie chce demokracji, a tu w Polsce spotyka się z jakimiś ciemnymi siłami (nic to, że te „niedemokratyczne siły” to przedstawiciele największej zasiadającej w Sejmie partii opozycyjnej)? Na koniec marszałek wbija jeszcze klin w białoruską opozycję wyjaśniając, że jeśli o Warszawę chodzi, to my możemy pomóc opozycji, która popiera wyłącznie aktualny polski rząd.
I to wszystko – w imię czego? W imię podtrzymania korzystnej dla PiS polaryzacji na „naszych” i „onych”? W imię rytualnego wypomnienia opozycji, że nie może się pogodzić z przegraniem wyborów (tak jakby PiS w czasach zasiadania w opozycji siedział pokornie w sejmowych ławach)? W imię poklasku twitterowych pretorian, którzy każdy cios w opozycję uczczą gromkim „hurra, bić wroga!”.