Michał Szułdrzyński: Czego w porę nie zrozumiała Kamala Harris, a zrozumiał w Polsce Donald Tusk

Głównym podziałem Zachodu staje się spór liberalnych elit i potrzebujących silnych tożsamości mas. Donald Tusk od roku stara się nie pozwolić Jarosławowi Kaczyńskiemu zapisać go do pierwszego obozu. Kamala Harris zaś pozwoliła na to Donadowi Trumpowi.

Publikacja: 02.11.2024 20:10

Kamala Harris

Kamala Harris

Foto: REUTERS/Evelyn Hockstein

Nawet gdyby nie było w ostatnich dniach nieszczęśliwej wypowiedzi prezydenta Joe Bidena, któremu wypsnęło się, że wyborcy Donalda Trumpa to „śmieci”, sytuacja demokratów na kilka dni przed wyborami jest nie do pozazdroszczenia. Kamali Harris nie udało się – jak sugerują sondaże – przekonać mas, przedstawicieli pracującego lub bezrobotnego ludu amerykańskiego, że jest kandydatką, która zapewni im lepszą przyszłość.

„Głębokie państwo” kontra biedniejące masy – jak Donald Trump opisał podział w USA

Pod tym względem negatywna kampania Trumpa wobec demokratów przyniosła rezultat. Trump kilkakrotnie ironizował, że dwa razy próbowano się targnąć na jego życie, a nie było żadnego zamachu na Harris czy Bidena. Dlaczego? Bo oni są jedynie marionetkami, nie mają żadnej władzy, w istocie prawdziwy rząd Stanów Zjednoczonych – według Trumpa i popularnej na altprawicy teorii – sprawuje tzw. głębokie państwo, czyli wielki biznes, służby specjalne i rozmaite lobbies.

PAP

To głębokie państwo prowadzi w różnych regionach wojny, 20 lat wojowało w Afganistanie, eksportowało amerykańskie wartości, a tymczasem kraj popadał w ruinę, klasa średnia ulegała prekaryzacji lub pauperyzacji. Niegdyś świetnie mający się robotnicy wielkich fabryk stracili pracę po tym, jak produkcja przeniosła się ze Stanów do Azji, a wiele regionów podlegało degradacji. Nominalnie lewicowa Harris nie potrafiła rozbroić narracji miliardera Trumpa, który przekonuje, że w imieniu zwykłych Amerykanów wywróci stolik.

Przez ostatnie miesiące Donald Tusk robił wszystko, by Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się zapisać go do obozu, który przedkłada interesy Berlina i Brukseli, który bezrefleksyjnie wpuści do Polski setki tysięcy nielegalnych migrantów, którzy odbiorą Polakom poczucie bezpieczeństwa i tego, że są u siebie

By użyć polskiego przykładu, Kamali Harris nie udało się przeprowadzenie manewru, który w polskich warunkach wykonał Donald Tusk. Duża część wysiłku Tuska, od momentu gdy doszedł do władzy w Polsce, polegała na tym, by rozbroić narrację swoich przeciwników. O co PiS oskarżał Tuska? O to, że nie dba o interesy Polaków, że za nic będzie miał rozwój Polski, że dbać będzie o to, by lepiej rozwijały się firmy niemieckie niż polskie, że będzie przedkładał unijne zasady dotyczące migracji nad obawy Polaków i wpuści do kraju setki tysięcy nielegalnych migrantów – szczególnie tych, których nie chcą bądź nie mogą przyjąć Niemcy. W prawicowej narracji niechętnej migrantom najgorszą kategorią są migranci, których nawet nie chcą Niemcy.

Spór kulturowy jako nowa oś polityczna

W istocie to, co jest istotą sporu politycznego w USA, jest też niezwykle silnie obecne w Polsce, coraz mocniej definiując główny podział. I dokładnie to staje się nową osią sporu w Europie, windując takie partie jak AfD, Zjednoczenie Narodowe Le Pen, Braci Włochów Giorgii Meloni, Fidesz Orbána i wiele innych. Jedni nazywają to sporem liberalnej demokracji z narodowym populizmem, inni sporem globalistów z lokalistami, jeszcze inni sporem „ludzi zewsząd” z „ludźmi skądś”. Ewidentnie główny podział na Zachodzie jest dziś sporem kulturowym. Z jednej strony mamy pozostałości obozu lewicowego i liberalnego, który jest otwarty na migrację, na dalszą emancypację mniejszości (społecznych, seksualnych, religijnych czy kulturowych), uważając, że postęp społeczny sprzyja rozbijaniu starych struktur, które wspierały nierówności i dyskryminację. Tę agendę przyjął też w USA największy biznes, globalne korporacje, odpokutowując winy po wielkim kryzysie przez zaangażowanie w walkę na rzecz ochrony klimatu, zrównoważonego rozwoju i polityki równościowej.

Czytaj więcej

Wielki błąd Bidena i Harris – czy demokraci stracą USA na własne życzenie?

Ta strona wciąż widzi korzyści w globalizacji, która z jednej strony doprowadziła do zakorzenienia na całym świecie liberalnego ładu, ale z drugiej wymiotła produkcję z wielu krajów rozwiniętych. W dodatku przedstawiciele tej strony wcale nie odczuwają potrzeby zakorzenienia w jakichś silnych tożsamościach, wspólnotach. Znacznie wyżej cenią sobie indywidualizm i kosmopolityzm. Narodowy populizm, prawicowa polityka tożsamości czy altprawica – jakkolwiek to nazwiemy – stoi dokładnie na przeciwstawnym biegunie. Wypowiada się w interesie nie abstrakcyjnych wartości, ale konkretnych wspólnot i grup, które uważają się za ofiary gwałtownych przemian społecznych i kulturowych ostatnich lat.

Strategia Donalda Tuska wobec rosnących obaw społecznych

To, co w ostatnich miesiącach robi Donald Tusk, to wszelkimi siłami nie dać się zepchnąć na te kosmopolityczne i globalistyczne pozycje. Tusk nie zawstydza mas, które boją się skutków niekontrolowanej migracji, że są ksenofobami, ale obiecuje im, że zapanuje nad nielegalnym napływem przybyszów. I ogłasza – a nawet załatwia to z Brukselą – że zawiesi prawo do składania wniosku o azyl tych, którzy siłą szturmują naszą granicę od strony Białorusi. Lęki przed zagrożeniem ze Wschodu chce leczyć nie tylko programem zbrojeń, ale budową murów i umocnień jeszcze wyższych niż te, które proponowali populiści. A równocześnie cały czas przekonuje, że walczy z populizmem, że chce ocalić liberalną demokrację i europejski ład.

Czytaj więcej

Unijny zwrot migracyjny pod flagą Donalda Tuska

Kamali Harris się to nie udało. Wręcz przeciwnie, dała się obsadzić Trumpowi w roli tego naiwnego, który mówi tylko o wartościach, zamiast dbać o bezpieczeństwo i dobrobyt mas. Dała się obsadzić w roli rzecznika interesów możnych tego świata, którzy nie rozumieją coraz bardziej sfrustrowanych i zbuntowanych mas. Innymi słowy: Kamala Harris nie odrobiła lekcji Donalda Tuska.

Nawet gdyby nie było w ostatnich dniach nieszczęśliwej wypowiedzi prezydenta Joe Bidena, któremu wypsnęło się, że wyborcy Donalda Trumpa to „śmieci”, sytuacja demokratów na kilka dni przed wyborami jest nie do pozazdroszczenia. Kamali Harris nie udało się – jak sugerują sondaże – przekonać mas, przedstawicieli pracującego lub bezrobotnego ludu amerykańskiego, że jest kandydatką, która zapewni im lepszą przyszłość.

„Głębokie państwo” kontra biedniejące masy – jak Donald Trump opisał podział w USA

Pozostało 92% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy dobrze rozumieją wiejące dziś wiatry historii
Komentarze
Michał Kolanko: Jak Szymon Hołownia psuje szyki Platformie
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Antyrepublikańska szarża premiera Donalda Tuska może Polskę drogo kosztować
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Dyktatury chętnie ubierają agentów w kostium uchodźcy
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Komentarze
Estera Flieger: TVP w samolikwidacji. Miała być BBC, a są groźne teorie spiskowe
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje