Nie ma znaczenia, czy – jak pisze dziś „Gazeta Wyborcza” – ksiądz Michał O. miliony z Funduszu Sprawiedliwości traktował dość swobodnie, płacąc nimi za wizyty w restauracjach i hotelach, wypłacając setki tysięcy złotych z bankomatu, dokonując przelewów na konta rodziców czy nawet kupując skarpetki, którymi handlował internetowy sklep jego fundacji. Aby nie przepraszać za nic, trzeba przyjąć aksjomat o niewinności jego, zatrzymanych urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości, a także – rzecz jasna – ich politycznych przełożonych z Marcinem Romanowskim na czele.
Fundusz Sprawiedliwości i 3,5 mln zł wydane przez księdza Michała O. na skarpetki. Dlaczego PiS będzie to ignorował?
Dlatego Mateusz Morawiecki z Danielem Obajtkiem byli gotowi na wyścigi wpłacać kaucję za księdza. Dlatego też Michał Rachoń, dziennikarz zaangażowany w działanie na rzecz PiS bardziej niż niejeden działacz tej partii, wpłacił kaucje za wspomniane urzędniczki, dlatego też ks. Michał O. traktowany jest przez środowisko PiS jak męczennik. Wprawdzie w świetle wydania ponad 3,5 mln zł na skarpetki, gdy ksiądz miał za pieniądze te budować ośrodek dla ofiar przestępstw, wydaje się to nieco groteskowe, ale z pewnością nie dla wszystkich.
Czytaj więcej
Ksiądz Michał Olszewski, jeden z oskarżonych w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, nawet 13 mln zł z 68 mln otrzymanych od niego dotacji mógł wydać na cele, które nie mają nic wspólnego z budową ośrodka dla ofiar przestępstw, "Archipelagu".
W całej sprawie chodzi bowiem o to, aby bronić się przez atak i uniknąć groźby demobilizacji swojego elektoratu w sytuacji, gdyby ten uwierzył, że Prawo i Sprawiedliwość nie było wcale tak prawe i sprawiedliwe, jak lubi się przestawiać. W obliczu polaryzacji, która rządzi dziś polską polityką, jest to cel nadrzędny. Gdyby PiS zaczął robić rachunek sumienia, miałby znacznie większe szanse na zniechęcenie do siebie swoich wyborców, rozczarowując ich przyznaniem się do nadużyć, niż na to, że przekona do „nowego, lepszego PiS” jakichś wyborców drugiej strony. Ci ostatni bowiem partii Jarosława Kaczyńskiego i tak nie uwierzą, więc najważniejsze jest, by ci pierwsi w PiS nie przestali wierzyć. Wtedy bowiem, w wojnie na polityczne wyczerpanie, jest szansa na to, że karny elektorat w pewnym momencie znów da przewagę PiS, gdyż w układzie rząd–opozycja to rząd ma znacznie większy potencjał rozczarowywania swojej bazy wyborczej, zwłaszcza jeśli jest to rząd koalicyjny, w którym żadna z partii nie jest w stanie zrealizować swoich obietnic do końca.