Problem, jaki PSL ma z Lewicą – i vice versa – jest taki, że partie te w koalicji trzyma praktycznie tylko jeden temat: niechęć wobec PiS. Gdyby PiS nie było, to aby Lewica trafiła z PSL do jednego rządu, trzeba byłoby jakiś PiS wymyślić. Bo co innego niż wspólny wróg może zmusić do sojuszu orędowników prawa do aborcji na życzenie, państwa świeckiego, obrońców praw mniejszości seksualnych oraz zwolenników państwa opiekuńczego z partią definiującą się jako chrześcijańska demokracja, odwołującą się do konserwatywnego wiejskiego elektoratu, a jednocześnie prorynkową, która w sporze pracodawca pracownik cieplej myśli o tym pierwszym?
To się po prostu umiarkowanie klei. Albo uważamy, że najważniejszy jest 35-godzinny tydzień pracy albo handlowe niedziele. Albo aborcja na życzenie, albo powrót do kompromisu aborcyjnego, który był mimo wszystko dość zachowawczy. Albo najważniejsze są związki partnerskie, albo kwota wolna od podatku. Tertium non datur.
Napięcie między PSL a Lewicą jest nie tylko nieuniknione, ale jest też czymś trwałym, co będzie wywierało piętno na funkcjonowaniu rządu koalicji 15 października dopóty, dopóki będzie ona funkcjonowała w obecnym kształcie
PSL i Lewica. Kłótnia koalicjantów zgodna z planem
Co więcej – koalicyjny sukces jednej z tych partii najczęściej jest porażką drugiej. Bo jeśli Lewica przeforsuje zbyt liberalne związki partnerskie, to centroprawicowy wyborca PSL zazgrzyta zębami. Gdy z kolei PSL zablokuje liberalizację prawa do aborcji, to wyborca Lewicy krzyczy: nie na to się umawialiśmy. I tak niemal w każdej sprawie. Gdy tylko jedna ze stron zaczyna forsować mocniej „swój” temat, wówczas druga kładzie się Rejtanem na progu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i krzyczy „non possumus”.
Czytaj więcej
– Nie wierzę, że wyborcy PSL naciskają na polityków tej partii, dzwonią do ich biur, żeby wprowadzili koniecznie autorski projekt ustawy o związkach partnerskich. Tym bardziej, że badania pokazują, że elektorat PSL tak naprawdę jest na tę sprawę obojętny. To nie są już jakieś ogniste spory z lat 90. – powiedziała w rozmowie z „Rz” szefowa sejmowego klubu Lewicy Anna-Maria Żukowska.