Podczas konferencji prasowej premiera Polski Donalda Tuska i kanclerza Niemiec Olafa Scholza, podsumowującej pierwsze od wielu lat spotkanie międzyrządowe, zbyt często słyszeliśmy: zaczynamy rozmowę o szczegółach, omawiamy, szykujemy, startujemy z impetem. Niedobrze brzmi to zwłaszcza przy temacie rozliczeń zbrodni Trzeciej Rzeszy.
Radosław Sikorski chciał, by rząd niemiecki wykazał się kreatywnością w sprawie zadośćuczynienia dla Polaków. Nie wykazał się
PiS walczył przez dwie kadencje o z góry przegraną kwestię bilionowych reparacji. Nowy polski rząd reparacji się nie domaga. Chciałby natomiast, jak to wyraził kilka miesięcy temu szef MSZ Radosław Sikorski, by to rząd niemiecki wykazał się kreatywnością w sprawie zadośćuczynienia dla Polski i Polaków.
Niestety, nie wykazał się. A czasu zostało niewiele, za rok w Niemczech są wybory, w których partia kanclerza i jego koalicjanci nie są faworytami. Słaby rząd Olafa Scholza, świadomy przecież – co wynika z konferencji prasowej – znaczenia współpracy z Polską w sprawie najważniejszej, czyli bezpieczeństwa i wojny w Ukrainie, powinien się wykazać zdecydowanie większą kreatywnością, a właściwie to jakąkolwiek.
Nie starczyło mu jednak wyobraźni, co dobitnie usłyszeliśmy we wtorek od kanclerza Scholza, na nic nowego. Pojawiły się tylko pomysły wsparcia finansowego dla żyjących jeszcze ofiar zbrodni niemieckich oraz wzniesienia w Berlinie miejsca pamięci i edukacji o nazwie Dom Polsko-Niemiecki.
Są to zresztą pomysły bez szczegółów, takich jak wysokość wsparcia czy termin otwarcia Domu Polsko-Niemieckiego. Oba znane były już w czasach rządu PiS. Projekt Domu Polsko-Niemieckiego, z tą nazwą właśnie, przedstawiła w sierpniu 2023 roku pełnomocniczka rządu Scholza ds. kultury Claudia Roth. Przedtem – i o tym mówiło się wiele lat – miał to był raczej pomnik Polski, czyli szczebel wyżej niż dom w hierarchii polityki pamięci.