Jeśli wiec 4 czerwca w Warszawie miał być podsumowaniem kampanii wyborczej PO i Donalda Tuska przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, to spełnił swoją rolę. W swoim przemówieniu Tusk zawarł bowiem wszystkie filary owej kampanii.
Kampania wyborcza PO przed wyborami do Parlamentu Europejskiego: Suma wszystkich strachów
Najważniejszym filarem kampanii PO jest strach. Strach przed czającą się tuż za naszą granicą wojną i Rosją, która nie musi poprzestać na Ukrainie, jeśli rozbije europejską jedność i zmieni układ sił w Parlamencie Europejskim na korzyść eurosceptyków. A nade wszystko strach przed PiS-em, który jest uosobieniem wszelkiego zła — nie tylko złej władzy o autorytarnych zapędach ale również uosobieniem zdrady narodowej (Tusk mówił o ludziach, którzy mogliby sprzedać ojczyznę za pięć groszy), złodziejstwa i wszelkich możliwych łajdactw.
Uderzające w przemówieniu Tuska było to, że na tej ostatniej prostej kampanii strach przed PiS-em zdaje się być najważniejszym wabikiem na wyborców
Tusk od czasu, gdy z trybuny sejmowej nazwał PiS Płatnymi Zdrajcami Pachołkami Rosji nie gryzie się w język — i we wtorek też się nie gryzł. Było znów o złodziejstwie, o przestępcach na listach (które Tusk nazwał „listami gończymi”), o pazerności, o wątpliwych przymiotach moralnych. Zestawiając swoją partię z Solidarnością zwyciężającą w wyborach 4 czerwca 1989 roku Tusk automatycznie obsadzał PiS w roli PZPR. - Musimy zrobić wszystko, by tu była Polska, a nie Rosja — mówił Tusk. I wiadomo kto, według niego, tę Rosję do Polski sprowadzi.