Komisja Europejska przedstawia publicznie Media Freedom Act (MFA), regulację, która ma wzmocnić gwarancje wolności słowa w mediach. Czy takie gwarancje są potrzebne? Czy ich wzmocnienie, i to przez unijne przepisy, powinno mieć miejsce? W kręgach europejskich mamy w tej kwestii kontrowersję. Bo z jednej strony, w stabilnych demokracjach Zachodu wolność słowa to nie tylko konstytucyjny standard, ale również obyczaj, codzienność, pilnie strzeżona tradycja. Bez wolności słowa trudno sobie wyobrazić liberalną demokrację, więc pilnuje jej się bez chwili przerwy, na poziomie redakcji, wydawnictw czy instytucji publicznych. Koledzy z Paryża, Brukseli czy Berlina tłumaczą więc, że regulowanie wolności słowa jest niepotrzebne, bo każda regulacja może nieść z sobą ryzyko nadinterpretacji czy zastosowania wbrew intencjom regulatora.
Czytaj więcej
UE będzie miała prawo chroniące wolność słowa – wynika z projektu rozporządzenia, który ma być oficjalnie przedstawiony w piątek.
Nieco (a może całkiem) inaczej jest w krajach, które w Unii są od niedawna, a i samo pojmowanie wolności słowa potrafi podśmierdywać słusznie minionymi czasami komunizmu. To przykład choćby Węgier i – w mniejszym stopniu – Polski. Tu coraz częściej o tym, co jest prawdą, rozstrzygają rządzący. Publiczne media podporządkowuje się dyktatowi partii. Mediom niechętnym władzy ogranicza się dostęp do informacji publicznej i reklamy. Dziennikarzy prześladują prokuratura i sądy. A powiązani układami korupcyjnymi z władzą wydawcy za nic sobie mają wolność słowa i niezależność linii redakcyjnej. To z kolei pogląd kolegów ze Wschodu.
Czytaj więcej
Bruksela próbuje zapobiec pogarszaniu się wolności mediów w Unii Europejskiej. Wprowadza nowe przepisy, które mają w tym pomóc i tworzy nowa radę.
Gdzie szukać środka? I czy w ogóle można go znaleźć? Zwłaszcza że liczba zagrożeń wraz z rosnącą siłą gospodarki cyfrowej wzrasta. Tradycyjna prasa jest marginalizowana, a fake news stał się bronią w wojnach hybrydowych. Nie mam wątpliwości, że regulacje są potrzebne. Przede wszystkim winny mieć jednak na celu wzmocnienie europejskiej prasy wobec ryzyk epoki cyfrowej i ochronę przed pazernością władzy. Jeśli MFA ma temu służyć, to jestem za. Jeśli jednak bocznymi drzwiami zafunduje mediom instrumenty, które będzie można wykorzystać do ich poskromienia, to robię Rejtana. Na razie symbolicznie. Ale tylko na razie.