W ciągu miesiąca poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości w badaniu IBRiS wzrosło o 4 punkty procentowe i osiąga niemal 37 proc. Na ten wynik należy patrzeć przez pryzmat innych badań – a mianowicie oceny działania polskich władz po wybuchu wojny. A te – szczególnie jeśli idzie o prezydenta Andrzeja Dudę – są bardzo wysokie. Nawet przedstawicielom opozycji zdarza się pochwalić głowę państwa za jego ostatnie wystąpienia czy zaangażowanie na rzecz Ukrainy.
Czytaj więcej
Według najnowszego sondażu IBRiS badającego poparcie dla partii politycznych kolejne punkty procentowe zdobywają wszystkie partie oprócz Konfederacji. Jednak i to ugrupowanie pokonuje 5-proc. próg wyborczy.
PiS jednak wcale nie ma powodów do entuzjazmu, ponieważ, jak wskazują eksperci, wzrost nie oznacza, że do PiS przychodzą nowi wyborcy. To raczej powrót tych, którzy wcześniej głosowali na partię Jarosława Kaczyńskiego, ale jej późniejsze działania sprawiły, że porzucili swoje sympatie. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, zła ocena zarządzania państwem w czasie pandemii, szalejąca od jesieni 2021 r. inflacja czy katastrofalna inauguracja Polskiego Ładu były powodami, dla których ten miękki elektorat PiS odpływał do grona osób niezdecydowanych. To ci wyborcy w rozmowie z ankieterami albo twierdzili, że nie pójdą głosować, albo że nie wiedzą, jak zagłosują.
Czytaj więcej
Na wysokiej deklarowanej frekwencji wyborczej najwięcej zyskuje obóz władzy. Ale to opozycja może myśleć o większości mandatów w parlamencie.
Przez pierwsze tygodnie wojna na Wschodzie PiS nie służyła w sondażach, teraz jednak widać zdecydowany wzrost. Powodów jest kilka. Pierwszy to zdecydowane wzmożenie polaryzacji – rosną wyniki zarówno PiS, jak i Platformy Obywatelskiej, a partia Szymona Hołowni na trwałe spadła poniżej 10 proc. Konfederacja i PSL zaś balansują na progu wyborczym. Na dwie największe partie chce głosować aż dwie trzecie wyborców. Drugim powodem są emocje wywołane wojną. Choć badania pokazują, że ludzie oceniają, że to obóz władzy jest winien drożyźnie, to egzystencjalne bezpieczeństwo państwa wydaje się ważniejsze niż złe skutki polityki gospodarczej. To z kolei fatalna wiadomość dla opozycji, która właśnie z kryzysu ostatnio uczyniła oś swej kampanii. I wreszcie gotów jestem postawić tezę, że ten wynik to również efekt negatywnego elektoratu, jaki ciągnie za sobą Donald Tusk. Tym bardziej że ostatnie tygodnie były czasem wzmożonej aktywności przewodniczącego PO, który wywołuje u wielu ludzi silne negatywne emocje. Perspektywa powrotu jego rządów, jak się okazuje, bardziej mobilizuje zwolenników PiS niż PO.