Przedstawiciele rządu twierdzą, że ustawa to „ruch wyprzedzający” zagrożenie ze Wschodu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak spóźniony o kilka lat. W istocie porządkuje przepisy obowiązujące od 50 lat i rozproszone w 14 aktach prawnych. Ministerstwo Obrony Narodowej planuje m.in. wprowadzenie tzw. ochotniczej zasadniczej służby wojskowej, ale też reformę administracji wojskowej, utworzenie Wojskowych Centrów Rekrutacji. Każdemu, kto stawi się przed komisją, zostanie nadany stopień szeregowego i przeniesiony do tzw. rezerwy pasywnej.
Ustawa, która zostanie przedstawiona przez rząd na najbliższym posiedzeniu Sejmu, jeżeli zostanie przyjęta – co jest prawdopodobne – będzie jednak wymagała nowelizacji. Po pierwsze, powinien zostać uproszczony system zakupu broni dla wojska. Nie ma czasu, aby czekać na dostawy latami. Musi też zostać stworzony jasny mechanizm finansowania armii. Ten zarysowany w projekcie jest skomplikowany, oparty na wielu zmiennych. Można odnieść wrażenie, że rząd chce wyprowadzić część środków na zbrojenia poza budżet państwa.
Po drugie, ustawa nie uwzględnia konieczności szerokiego tworzenia rezerw dla Sił Zbrojnych. Wprawdzie tworzona jest tzw. rezerwa pasywna (przenoszeni będą do niej ci, którzy zgłosili się na komisję kwalifikacyjną) i aktywna dla ludzi po szkoleniu wojskowym, którzy dalej chcą nosić broń. Nie stwarza jednak systemu bonusów (np. finansowych) dla takich osób, jak to ma miejsce chociażby w Danii. Armia potrzebuje rezerwistów, bo od lat ich liczba się kurczy, a oni sami są coraz starsi. Niestety, od dwóch lat z powodu pandemii kuleje ich szkolenie. Dlatego wojsko powinno stworzyć warunki do szybkiego, krótkiego i masowego szkolenia ochotników i rezerwistów. Ustawa wprawdzie otwiera w tym zakresie pewne możliwości, ale tylko delikatnie uchyla furtkę.
Czytaj więcej
Agresja Rosji na Ukrainę przyśpiesza prace nad ustawą o obronie Ojczyzny, w tym nad przepisami o udzielaniu zgody na służbę w obcym wojsku. Sejm ma ją ustalać w czwartek.
Nie może być tak, jak jest dzisiaj. Po wybuchu wojny na Ukrainie wzrosła liczba chętnych do wojska. Minister obrony Mariusz Błaszczak mówi, że średnio tygodniowo aplikowało dotychczas ok. 400 osób, a tylko w tym tygodniu zgłosiło się 2200 kandydatów. Ale czy wojsko jest w stanie zagospodarować ten potencjał? Wątpię, bo ciągle w armii obowiązują limity ustalone przez szefa MON, które ograniczają liczbę wciąganych do służby.