– Prezydent Biden i ja nie patrzymy na stosunki między USA a Chinami jak na konflikt wielkich mocarstw. Uważamy, że świat jest dostatecznie duży, by oba nasze kraje się rozwijały – stwierdziła Janet Yellen, amerykańska sekretarz skarbu, po swojej niedawnej, kilkudniowej wizycie w Pekinie. Gdy spotkała się ona z chińskim premierem Li Qiangiem, na niebie pojawiła się tęcza, a premier wykorzystał ten zbieg okoliczności. – Myślę, że można to odnieść również do relacji chińsko-amerykańskich. Po doświadczeniu serii wichur i ulew z pewnością możemy dostrzec tęczę – powiedział Li.
Yellen spotkała się podczas swojej wizyty również z wicepremierem He Lifengiem, ministrem finansów Liu Kunem, prezesem Ludowego Banku Chin Yi Gangiem i byłym wicepremierem Liu He (tym samym, który negocjował umowę handlową z administracją Trumpa). Podczas rozmów z nimi nie ustalono żadnych konkretów, ale Yellen zapewniała, że zależy jej na poprawie relacji między oboma supermocarstwami. Zaznaczała też, że nie podobają jej się niektóre praktyki handlowe Chin. Podczas swojej podróży do Pekinu nie spotkała się ona jednak z Xi Jinpingiem, przywódcą ChRL. Takiego spotkania nie przewidywał bowiem protokół dyplomatyczny (według którego rozmowy prowadzą oficjele o równorzędnym lub podobnym statusie, czyli chiński prezydent nie powinien traktować amerykańskiej sekretarz skarbu równorzędnie).
W dniu rozpoczęcia wizyty Yellen Xi pozwolił sobie jednak na wysłanie wymownego sygnału. Udał się bowiem do kwatery Wschodniego Okręgu Wojskowego w Nankinie i wygłosił tam przemówienie, w którym wzywał siły zbrojne, by zwiększyły zdolność do wygrywania wojen. To właśnie Wschodni Okręg Wojskowy byłby odpowiedzialny za ewentualne operacje zbrojne przeciwko Tajwanowi. W relacjach między USA i Chinami jednocześnie pojawiają się więc i sygnały odprężenia, i wojownicze pomruki.
Trumpizm bez Trumpa
Gdy administracja Joe Bidena obejmowała rządy, zapowiadała odejście od wielu aspektów polityki Trumpa. Wielu analityków zastanawiało się wówczas, jak mocno zmiany te obejmą politykę handlową. Czy dojdzie choćby do obniżki karnych ceł nałożonych na chińskie produkty przez poprzednią administrację? Od tamtej pory w stawkach celnych na dobra z Chin doszło jedynie do kosmetycznych zmian. Z grubsza cła pozostały takie same. Według wyliczeń Instytutu Gospodarki Światowej im. Petersona (PIIE) w styczniu 2018 r. średnie amerykańskie cło na chińskie produkty wynosiło 3,1 proc. Później administracja Trumpa je stopniowo podnosiła, aż do poziomu 21 proc. we wrześniu 2019 r. W 2020 r., w ramach umowy handlowej tzw. pierwszej fazy, spadło ono do 19,3 proc. I na takim poziomie pozostaje do dzisiaj. Średnie chińskie cło na amerykańskie produkty wzrosło natomiast z 8 proc. w styczniu 2018 r., do 21,8 proc. we wrześniu 2019 r. Po umowie handlowej pierwszej fazy spadło do 21,3 proc. Później było dwukrotnie obniżane o 0,1 pkt proc. – za pierwszym razem w lipcu 2020 r., za drugim w maju 2022 r. wynosi więc obecnie 21,1 proc. Amerykańskimi cłami jest objęte 66,4 proc. towarów sprowadzanych z Chin, a chińskimi 58,3 proc. dóbr importowanych z USA. Nic się pod tym względem nie zmieniło od września 2019 r.