Giną wrogowie Izraela. Czy poza zemstą Tel Awiw osiąga inne cele?

Wysadzenie tysięcy pagerów Hezbollahu czy zabicie arcywroga w samym sercu Teheranu – w ostatnim czasie izraelskie służby udowodniły swoją skuteczność. Tyle że takie zabójstwa zaspokajają potrzebę zemsty, ale strategicznej sytuacji Izraela nie poprawiają.

Publikacja: 08.11.2024 12:25

Pogrzeb Jahji Ajjasza, „Inżyniera”, konstruktora bomb dla Hamasu, którego izraelskie służby uśmierci

Pogrzeb Jahji Ajjasza, „Inżyniera”, konstruktora bomb dla Hamasu, którego izraelskie służby uśmierciły, podsuwając mu telefon z odpalanym zdalnie ładunkiem wybuchowym. Gaza, 7 stycznia 1996 r.

Foto: Andrew Lichtenstein/Corbis via Getty Images

Mimo zaledwie 28 lat Jahja Ajjasz w połowie lat 90. był jednym z największych wrogów Izraela. Szin Bet, jak potocznie nazywany jest izraelski kontrwywiad, umieścił go wówczas na szczycie listy swoich celów. Mężczyzna nazywany „Inżynierem” konstruował bomby dla Hamasu. Stworzone przez niego ładunki zabiły 150 osób, a ponad 500 raniły. Były absolwent elektrotechniki zyskał sławę, ponieważ potrafił zbudować bombę niemal ze wszystkiego, co było pod ręką.

Pod koniec 1995 r., gdy ukrywał się w Strefie Gazy, spotkał się ze swoimi przyjacielem z uniwersytetu Osamą Hamadem. Ajjasz nie wiedział jednak, że wujek kolegi jest informatorem Szin Betu. Któregoś październikowego dnia wuj z polecenia Izraelczyków przekazał kuzynowi telefon komórkowy, wiedząc, że „Inżynier” często do niego dzwoni. W styczniu 1996 r. na komórkę zadzwonił ojciec Ajjasza. Gdy ten odebrał i powiedział „Tato, jak się masz?”, agenci Szin Betu zdalnie zdetonowali ukryty w telefonie ładunek. Eksplozja zabiła „Inżyniera” na miejscu. Od tego czasu izraelskie służby znacznie rozwinęły metody likwidowania celów, a doświadczenie zdobyte przy zabójstwie „Inżyniera” „twórczo” wykorzystano niemal 20 lat później.

Czytaj więcej

Królestwo toksycznej męskości

Jak Izrael dopadł bojowników Hezbollahu. „Operacja pagerowa nie ma sobie równych”

Pager model AR924 miał być w stanie przetrwać warunki pola bitwy. Był wodoodporny i wyposażony w specjalną baterię, która mogła działać kilka miesięcy bez potrzeby ładowania. Najważniejsze jednak, że urządzenie było nie do wykrycia i namierzenia. Ta specyfikacja tak bardzo spodobała się przywódcom Hezbollahu, że w lutym 2024 r. organizacja kupiła 5 tys. urządzeń i rozdała je swoim członkom.

Osiem miesięcy później, w połowie września, na wszystkie urządzenia przyszła zakodowana wiadomość. By ją odczytać, należało nacisnąć dwa przyciski jednocześnie. W tym momencie w południowym Libanie i Syrii, na ulicach, w sklepach i mieszkaniach nastąpiła seria kilku tysięcy eksplozji, które urywały dłonie i palce oraz nierzadko oślepiały posiadaczy pagerów. W wyniku wybuchu ładunków wybuchowych ukrytych w AR924 życie straciło 45 osób, a ponad 3 tys. zostało rannych. Większość z ofiar to bojownicy Hezbollahu średniego szczebla, co zachwiało strukturami organizacji, która od wybuchu wojny w Strefie Gazy w 2023 r. regularnie ostrzeliwuje Izrael rakietami.

Kilkanaście dni po eksplozji pagerów Tel Awiw rozpoczął lądową inwazję na południe Libanu, gdzie operuje Hezbollah. – Jako akt sabotażu operacja pagerowa nie ma sobie równych pod względem długoterminowego planowania, oceny słabych punktów przeciwnika i zdolności wpłynięcia na łańcuch dostaw, tak by urządzenia trafiły w ręce Hezbollahu – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Clive Jones, dyrektor Instytutu Bliskiego Wschodu i Studiów nad Islamem Uniwersytetu Durham.

Według ustaleń „Washington Post” pomysł operacji zrodził się jeszcze w 2022 r. w siedzibie izraelskiego wywiadu pod Tel Awiwem. W tamtym czasie liderzy Hezbollahu mieli szukać urządzeń do komunikacji, które w odróżnieniu od telefonów nie będą łatwe do namierzenia czy podsłuchania. Przygotowania rozpoczęto od stworzenia „produktu”, czyli pagera model AR924, i odpowiedniej „legendy”. Jak dowiedzieli się dziennikarze agencji Reuters, pewnego dnia do prezesa renomowanej tajwańskiej firmy Gold Apollo zgłosiła się była pracowniczka Teresa Wu, by w imieniu swojego „szefa o imieniu Tom” przedyskutować umowę licencyjną. W wyniku negocjacji Gold Apollo zgodziła się, by mocodawca Wu sprzedawał swój projekt pod marką firmy. Już po wybuchu pagerów tajwańskie przedsiębiorstwo podkreśliło, że nie wiedziało nic o całej operacji i stało się jej ofiarą.

We wrześniu 2023 r. w internecie pojawiły się reklamy AR924. Równolegle zaczęto promować bardzo żywotne baterie do pagerów o nazwie LI-BT783. Oba produkty nigdy tak naprawdę nie istniały na rynku. Według ustaleń Reutersa baterie zaprojektowano specjalnie tak, by móc ukryć między nimi cienki plaster z 6 gramami silnie wybuchowego pentrytu. Pozostałą przestrzeń wypełniono łatwopalnym materiałem, który miał służyć jako detonator. Mosad mógł go zdetonować zdalnie. Wybuch inicjowało także wspomniane już jednoczesne naciśnięcie dwóch guzików.

Technicy przygotowali wszystko tak, by ładunek nie był wykrywalny nawet przez promienie Roentgena. Jak piszą dziennikarze, po zakupie pagerów Hezbollah rzeczywiście przepuścił je przez lotniskowe bramki bezpieczeństwa.

Ostatnim etapem operacji była sprzedaż urządzeń. Nie mogła tego jednak zrobić firma pochodząca z Izraela, Stanów Zjednoczonych czy sojusznika tych państw. – Wykorzystano firmy przykrywki z siedzibą w Budapeszcie, które rzekomo produkowały pagery firmy Apollo – mówi prof. Jones. By skusić libańskich bojowników, „przedstawiciel firmy” zaoferował im bardzo korzystną cenę i obniżał ją, dopóki ci nie zgodzili się wreszcie kupić całej serii AR924. Według ekspertów w tak skomplikowaną operację poza Mosadem zaangażowana była najpewniej wojskowa Jednostka 8200 odpowiedzialna za wywiad elektroniczny oraz Jednostka 504 prowadząca agentów w sąsiednich krajach.

Dzień po eksplozji pagerów doszło do serii wybuchu krótkofalówek wykorzystywanych przez Hezbollah. „Washington Post” ustalił, że Mosad dostarczył je bojownikom już w 2015 r., by móc ich podsłuchiwać. Tel Awiw miał zdecydować się na wysadzenie pagerów i krótkofalówek akurat teraz, ponieważ Libańczycy mieli zacząć zastanawiać się, czemu urządzenia tak szybko się nagrzewają. Według części źródeł informacje wywiadowcze zebrane dzięki tym operacjom pozwoliły Izraelczykom we wrześniu 2024 r. zlokalizować i wyeliminować w nalocie przywódcę Hezbollahu Hassana Nasrallaha.

W jaki sposób Izrael zabił lidera Hamasu Ismaila Hanijję 

W lipcu 2024 r. budynkiem w północnej części Teheranu wstrząsnęła potężna eksplozja. W jej wyniku życie stracił lider politycznego skrzydła Hamasu Ismail Hanijja, który przybył do Iranu, by uczestniczyć w zaprzysiężeniu nowego prezydenta kraju. Początkowo w mediach pojawiły się informacje, że Palestyńczyk zginął wskutek izraelskiego nalotu, jednak z czasem okazało się, że jego śmierć była wynikiem spisku służb Izraela, które polowały na Hanijję od czasu masakry z października 2023 r.

Ze śledztwa „New York Timesa” oraz „Telegraphu” wynika, że Mosad zinfiltrował struktury irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji i zrekrutował kilku funkcjonariuszy odpowiedzialnych za ochronę obiektu, w którym przebywał lider Hamasu. To oni na dwa miesiące przed jego przyjazdem mieli umieścić ładunki w trzech różnych pokojach. Izraelscy wywiadowcy zdetonowali je potem zdalnie. W zamian za pomoc Irańczycy mieli dostać sześciocyfrowe sumy oraz nowe życie w północnej Europie. Po zamachu irańskie służby aresztowały ponad 20 osób, w tym oficerów Korpusu, wojska i wywiadu.

To niejedyna głośna operacja izraelskich służb w Iranie. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Tel Awiw zabił co najmniej dziesięciu naukowców pracujących przy programie atomowym ajatollahów. Do najbardziej spektakularnego zamachu doszło w 2020 r. Pewnego listopadowego dnia Mohsen Fakhrizadeh wraz z żoną i ochroniarzami jechał do swojej rezydencji w miasteczku Absard na północy Iranu. Gdy auto naukowca mijało stojący na poboczu niebieski pikap, seria z karabinu maszynowego przeszyła przednią szybę jego pojazdu. Ciężko ranny Fakhrizadeh wypadł na drogę. Chwilę później pikap wyleciał w powietrze. Cała akcja trwała mniej niż minutę. Naukowiec zmarł później w szpitalu.

Media niemal natychmiast zalała fala spekulacji dotyczących tego, jak zginął Fakhrizadeh. Prawda wyszła na jaw dopiero rok później. Jak pisze „New York Times”, podobnie jak w przypadku zamachu na Hanijjego, Izraelczycy zwerbowali Irańczyków, którzy zaparkowali niebieski samochód w miejscu zamachu. Pod brezentową plandeką maszyny ukryty był skomputeryzowany i wspierany przez sztuczną inteligencję karabin maszynowy FN MAG belgijskiej produkcji. Cały pikap pokryty był też kamerami, które dzięki łączności satelitarnej pozwalały Izraelczykom na bieżąco śledzić sytuację na wjeździe do Absardu. Broń przemycono do Iranu różnymi drogami w częściach i złożono już na miejscu.

Gdy Fakhrizadeh pojawił się na horyzoncie, izraelski operator zasiadł za komputerem w nieznanej lokacji oddalonej o 1,6 tys. km i otworzył ogień. Jedyną częścią planu, która nie została zrealizowana, były skutki eksplozji pikapa. Miała ona zniszczyć broń i kamery, tak by nie wpadły w ręce irańskich służb, ale wybuch tylko odrzucił karabin, nie unicestwiając go.

Czytaj więcej

Władimir Putin walczy z aborcją, bo potrzebuje mięsa armatniego

Tajemnica skuteczności izraelskich zamachów. „Długa historia ataków i zabójstw”

Seria operacji izraelskich agencji przeciwko Iranowi, Hamasowi i Hezbollahowi spowodowała, że w mediach kolejny raz zaczęto opisywać je jako najlepsze służby wywiadowcze na świecie. Według ekspertów ich skuteczność, szczególnie w eliminowaniu celów, wynika m.in. z doświadczenia, przewagi technologicznej i innowacyjności.

– To wiedza zdobyta dzięki długiej historii ataków i zabójstw. Często były to bardzo dobrze i szczegółowo przemyślane operacje. Gdy po masakrze w wiosce olimpijskiej w 1972 r. Izraelczycy chcieli zabić jednego z jej sprawców Mahmouda Hamshariego, idealnie odtworzyli stolik na telefon w jego paryskim mieszkaniu i zamontowali w nim bombę – opowiada „Plusowi Minusowi” dr Avia Guttmann, specjalistka ds. historii służb specjalnych w Europie i na Bliskim Wschodzie z Uniwersytetu Aberystwyth.

Na kwestię wieloletniego doświadczenia uwagę zwraca również prof. Clive Jones. – Wybuchających urządzeń pułapek Izrael użył już w latach 60. podczas zamachów na niemieckich naukowców pracujących nad egipskim programem rakietowym. Pomysłowość polega na tym, aby takie urządzenia dostarczyć w ręce celu bez wzbudzania podejrzeń. Wiąże się to z posiadaniem zaufanych informatorów i agentów. Dla przykładu całe archiwum irańskiego programu nuklearnego wyniosła grupa zwerbowana przez Mosad, a nie sam Mosad. Świadczy to o rozwijanej przez lata zdolności do współpracy z różnymi grupami na Bliskim Wschodzie w celu zwiększania bezpieczeństwa – tłumaczy ekspert.

Tel Awiw nie byłby w stanie tak łatwo lokalizować przywódców i komendantów szyickich bojówek, gdyby nie umiejętność głębokiej infiltracji przeciwnika. – W przypadku Hezbollahu ta możliwość pojawiła się, gdy zaczął on rozszerzać swoją działalność na Syrię. Wówczas zaczął rekrutować mnóstwo nowych ludzi i stracił swoje „filtry” i kontrolę nad tym, kogo przyjmuje. To umożliwiło Mosadowi pozyskanie informatorów i wniknięcie w struktury organizacji. Ten przypadek pokazuje również nieszablonowe myślenie izraelskich służb. Po wojnie w Libanie w 2006 r. Tel Awiw przestał postrzegać Hezbollah wyłącznie jako grupę terrorystyczną i zaczął widzieć w niej organizację paramilitarną. Z tego powodu na jej rozpracowanie poświęcono więcej uwagi i środków – mówi „Plusowi Minusowi” dr Ahron Bregman, izraelski ekspert ds. bliskowschodnich w King’s College London oraz autor książki „The Spy Who Fell to Earth”. 

Jeśli chodzi o Iran, Mosad wykorzystuje podziały w tamtejszym społeczeństwie, w tym marginalizowanych przez władzę irańskich Azerów. Rok 2006 pozostaje ważną cezurą również dlatego, że wówczas z polecenia izraelskiego premiera Ehuda Olmerta i ministra obrony nastąpił przegląd państwowej doktryny bezpieczeństwa. Konkluzje zebrane w tzw. raporcie Meridora, nazwanym tak od nazwiska byłego ministra, spowodowały, że w ramach wywiadu wojskowego powstał oddział odpowiedzialny za operacje w cyberprzestrzeni wymierzone przeciwko Iranowi i Hezbollahowi.

– Wywiad miał już nie dotyczyć tylko oceny i wczesnego ostrzegania, ale być integralną częścią trwającej operacji zakłócania działań przeciwnika. Wojsko zaczęło wykorzystywać algorytmy, aby przeszukiwać masę zgromadzonych danych dotyczących m.in. Hezbollahu. Przeglądano media społecznościowe oraz zdjęcia „męczenników”, które pojawiały się w libańskich miastach. Monitorowano także frekwencję na pogrzebach i na tej podstawie zbudowano plan całej sieci tej organizacji. To wszystko zostało uzupełnione o dane z satelitów szpiegowskich, które pozwoliły stworzyć bazę danych celów – wylicza prof. Jones.

Na efekty zmian nie trzeba było długo czekać. – W 2007 r. Izrael przeprowadził naloty na syryjski reaktor jądrowy. Przed samym uderzeniem służby oślepiły syryjskie radary w taki sposób, że choć przestały one działać, to operatorzy, którzy patrzyli na ekrany, niczego nie zauważyli, myśląc, że te wciąż są sprawne. Dwa lata później irańskie komputery zainfekowano wirusem, który uszkodził wirówki wzbogacające uran. Co ciekawe, wtedy też, gdy naukowcy patrzyli na ekrany komputerów, widzieli informacje, że urządzenia działają. Podsumowując, sukcesy izraelskich służb to kwestia innowacyjności, nieschematycznego myślenia oraz ciągłej gotowości wynikającej z położenia Izraela otoczonego przez wrogów – mówi „Plusowi Minusowi” Yossi Melman, izraelski dziennikarz, autor książek i jeden z najlepszych specjalistów ds. tamtejszych służb specjalnych.

Atak Hamasu był wielką porażką izraelskich służb. Co poszło nie tak? 

Ostatnie sukcesy izraelskich służb ewidentnie wynikają także z determinacji, by zrehabilitować się po jednej z najgorszych porażek w całek ich historii. 7 października 2023 r. lotne grupy bojowników Hamasu przekroczyły granicę Izraela ze Strefą Gazy i zorganizowały krwawy rajd po południu kraju. W trakcie rzezi w wioskach, miasteczkach i kibucach Palestyńczycy w bestialski sposób zamordowali ponad 1,2 tys. osób, a 251 wzięli jako zakładników. Do ataku, który kompletnie zaskoczył służby, doszło dzień po 50. rocznicy poprzedniej gigantycznej porażki agencji wywiadowczych, czyli wojny Jom Kippur.

– Izraelska społeczność wywiadowcza przed 7 października miała mnóstwo informacji o Hamasie i jego działalności, ale podobnie jak w 1973 r. doszło do błędnej oceny sytuacji. 50 lat temu uważano, że wojna między Izraelem a państwami arabskimi jest mało prawdopodobna ze względu na siłę izraelskiej armii. W 2023 r. sądzono, że Hamas jest w stanie przeprowadzać operacje tylko na małą skalę – tłumaczy „Plusowi Minusowi” prof. Dan Lomas, badacz służb specjalnych z Uniwersytetu Nottingham. I dodaje: – Ponadto można wskazać na zdolność Palestyńczyków do oszukiwania izraelskich służb co do swoich zamiarów. Niepowodzenie wywiadu wynikało również z problemów komunikacyjnych. Część analityków niższego szczebla ostrzegała przed atakiem, ale byli ignorowani przez tych wyżej w łańcuchu dowodzenia.

Na nieprzygotowanie służb w przededniu ataku Hamasu miała według ekspertów wpływ także cała struktura organizacyjna izraelskiego wywiadu i brak współpracy między poszczególnymi agencjami. – Mosad i Szin Bet to departamenty biura premiera, co jest nietypowe. Siły Obronne Izraela mają z kolei swój wywiad, który podlega ministrowi obrony. Stąd też bywa tak, że na ocenę informacji wywiadowczych wpływa polityka szefa rządu, zwłaszcza że starsi generałowie po przejściu na emeryturę często idą do polityki. W Izraelu brakuje niezależnego organu do oceny działań wywiadowczych – mówi „Plusowi Minusowi” dr Steven Wagner, historyk zajmujący się bezpieczeństwem i Bliskim Wschodem z Brunel University of London.

Czujność Tel Awiwu uśpiła również poprawa relacji z państwami arabskimi w ramach tzw. porozumień abrahamowych oraz dążenie premiera Beniamina Netanjahu, by utrzymać kurs na zbliżenie z nimi bez względu na sytuację w Palestynie. – Fakt, że Netanjahu pozwolił, by katarskie pieniądze wspierały rządy Hamasu w Gazie, sugeruje, że Izrael nauczył się już żyć z tą organizacją i zarządzać problemami Palestyńczyków, a nie je rozwiązywać. Sądzono, że skoro Hamas ma władzę nad Gazą, nie zrobi nic, by ją stracić – wyjaśnia prof. Jones. 

Takie podejście wiązało się również z tym, że w ostatnich latach Tel Awiw za głównego i dużo groźniejszego przeciwnika uznał wspierany przez Iran Hezbollah. Izrael do tego stopnia wierzył, że Hamas jest pod kontrolą, że jak pisze „Times of Israel”, gdy izraelska armia weszła do Strefy Gazy, żołnierze byli zaskoczeni, jak rozległa jest sieć tuneli i bunkrów wykorzystywanych przez Palestyńczyków.

O porażce służb cały czas przypomina też los zakładników. Według różnych szacunków w rękach terrorystów wciąż przebywa ok. 60 z nich. Nie udało się także odzyskać wszystkich ciał tych, którzy zostali zabici. Ta sprawa budzi w kraju ogromne emocje, a rodziny porwanych domagają się jak najszybszego zakończenia wojny i uwolnienia bliskich.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja Władimira Putina

Dlaczego Benjamin Netanjahu przedłuża wojny w Gazie i Libanie? „Jeśli rząd nie ma pomysłu, jak wyjść z tej sytuacji, to nawet najlepsze służby nie pomogą”

Oceniając to, jakiej koordynacji między poszczególnymi służbami wymagała operacja z pagerami, eksperci podkreślają, że izraelska społeczność wywiadowcza wyciągnęła wnioski z tragicznych wydarzeń 2023 r. i stała się skuteczniejsza. – Jest jednak jedno „ale”: zabójstwa są skuteczne, jeśli chodzi o zaspokojenie potrzeby zemsty. Nie zmieniają jednak strategicznej sytuacji. Zawsze w miejsce zamordowanego znajdzie się następca. Nierzadko jest on lepszy niż ten, którego zabito – zauważa dr Bregman z King’s College London.

Mimo likwidacji dowódców Hezbollahu czy liderów Hamasu Izrael wciąż jest zaangażowany w krwawe walki w Libanie i Gazie. Coraz bardziej napięta sytuacja panuje na Zachodnim Brzegu Jordanu, a Tel Awiw i Teheran wymieniają rakietowe ciosy. – Zagrożenie jest ogromne. Możemy utknąć w Libanie na lata i znaleźć się w sytuacji wojny na wyniszczenie z Hezbollahem. Tak samo z Gazą. Do tego dochodzą Irańczycy i ruch Hutich w Jemenie, którzy atakują Izrael – wylicza dziennikarz Yossi Melman. Przypomina, że „wywiad to narzędzie do rozwiązywania problemów polityków”. – Parafrazując Clausewitza, to przedłużenie polityki innymi metodami. Jeśli jednak rząd nie ma pomysłu, jak wyjść z tej sytuacji, to nawet najlepsze służby nie pomogą – dodaje.

Wojna, w której Izrael zabił już dziesiątki tysięcy Palestyńczyków i tysiące Libańczyków, ściąga na Tel Awiw coraz większy międzynarodowy ostracyzm. Padają oskarżenia o zbrodnie wojenne i czystki etniczne. Nie wygląda jednak na to, by Beniamin Netanjahu miał jakikolwiek inny pomysł na przerwanie spirali przemocy poza kontynuowaniem nalotów i eliminowaniem wrogów. – Izraelskiej polityce brakuje spójnej strategii innej niż „zniszczenie przeciwnika”. To nawet nie strategia, lecz cel, i to nieosiągalny. Problem polega na tym, że Netanjahu nie może ogłosić żadnego sensownego rozwiązania, bo mogłoby to doprowadzić do rozpadu jego koalicji rządzącej, a w dalszej konsekwencji wznowienia postępowań korupcyjnych przeciwko niemu. Gdyby dążył do utworzenia państwa palestyńskiego, to upadłby jego rząd, a gdyby ogłosił zamiar wysiedlenia Palestyńczyków z Gazy, zraziłby do siebie międzynarodową opinię publiczną. Stąd też niewiele mówi i kontynuuje wojnę. Z drugiej strony nie jest też jasne, czy wrogowie Izraela dążą do porozumienia kończącego konflikt – mówi dr Wagner.

Pewne jest natomiast to, że im dłużej Bliski Wschód wrze, tym większe jest ryzyko, że któregoś dnia izraelskie służby znów popełnią błąd i poniosą porażkę, jak w październiku 2023 r. – Kiedyś jeden z byłych członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej powiedział, że oni potrzebowali szczęścia raz, a brytyjska policja potrzebowała go stale – konkluduje dr Guttmann.

Gdy Mohsen Fakhrizadeh pojawił się na horyzoncie, izraelski operator zasiadł za komputerem w miejscu

Gdy Mohsen Fakhrizadeh pojawił się na horyzoncie, izraelski operator zasiadł za komputerem w miejscu oddalonym o 1,6 tys. km i otworzył ogień. Kule ze wspieranego przez sztuczną inteligencję karabinu maszynowego FN MAG, przemyconego wcześniej do Iranu w częściach, przebiły przednią szybę samochodu i śmiertelnie raniły naukowca pracującego przy irańskim programie nuklearnym

Foto: ARS NEWS AGENCY/ASSOCIATED PRESS/EAST NEWS

Mimo zaledwie 28 lat Jahja Ajjasz w połowie lat 90. był jednym z największych wrogów Izraela. Szin Bet, jak potocznie nazywany jest izraelski kontrwywiad, umieścił go wówczas na szczycie listy swoich celów. Mężczyzna nazywany „Inżynierem” konstruował bomby dla Hamasu. Stworzone przez niego ładunki zabiły 150 osób, a ponad 500 raniły. Były absolwent elektrotechniki zyskał sławę, ponieważ potrafił zbudować bombę niemal ze wszystkiego, co było pod ręką.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich