– Nasz bank centralny niestety w ostatnich miesiącach popełnił mnóstwo błędów, stracił wiarygodność. Dziś za bycie poza sferą euro, nie importując wiarygodności Europejskiego Banku Centralnego, płacimy wysoką cenę w postaci wahań kursu walutowego i wzrostu ceny pieniądza – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Zdaniem wielu ekonomistów to niefortunna polityka NBP może być ważnym argumentem za przyjęciem euro. W połowie 2021 r. poparcie dla wspólnej waluty nieoczekiwanie wzrosło aż o 8 pkt proc., do 56 proc. (Eurobarometr), w porównaniu z połową 2020 r. Jeśli zaś Polacy zdadzą sobie sprawę, że m.in. przez błędy banku centralnego mogą płacić trzy–cztery razy większe raty kredytów, to sentyment do euro może jeszcze wzrosnąć.
Tym bardziej że i w samym Eurolandzie poparcie dla wspólnej waluty od dwóch lat bije rekordy (ok. 70 proc.).
Argumentów przemawiających za wejściem do strefy euro pojawia się coraz więcej. Po pierwsze, już nawet Ministerstwo Finansów w wydanym w grudniu 2021 r. „Monitorze konwergencji z UGW" przyznaje, że budowanie konkurencyjności poprzez słabą walutę własną nie ma sensu. I pisze, że „konieczne jest zwiększenie konkurencyjności strukturalnej w celu wykształcenia pozacenowych przewag przez tworzenie bodźców do wzrostu innowacyjności gospodarki".
Euro pilnuje polityki
Po drugie, euro jest korzystne dla zdrowych i silnych gospodarek, a to właśnie powinno być celem każdego rządu. Resort finansów zaznacza, że u nas nie widać narastających nierównowag, ale ekonomiści mają co do tego odmienne zdanie. Inflacja najwyższa od 20 lat, utrata nadwyżki w bilansie płatniczym, niskie innowacje i inwestycje firm, ale też skokowy wzrost kosztów pracy w branżach nowoczesnej gospodarki w efekcie Polskiego Ładu, zbytnia ekspansja fiskalna itp. mogą być sygnałem powolnej utraty konkurencyjności pozwalającej nam gonić poziom życia krajów zachodnich.