Ale nas to nie bardzo obchodziło. Mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie. Upajanie się zwycięstwem w rozmiarach 13:8 albo przetrawienie porażki 1:8. Kto zaczął udawać piłkarza jako dziecko, będzie to robił już całe życie. Nieważne, czym się zajmuje.
Najlepsze w pisaniu jest właśnie to, że tak bardzo przypomina grę w piłkę. Łączenie ze sobą zdań, wątków i argumentów jest jak podawanie. Wykonane precyzyjnie pozwala zbudować akcję, kiedy jest niedokładne – kończy się stratą. Na boisku robi się zamieszanie i już zapominasz, co właściwie masz do powiedzenia. Strach przed błędem sprawia, że zaczynasz podawać do najbliżej stojącego.
Cytujesz wtedy innych, podpierasz się znanymi nazwiskami, zamiast wziąć odpowiedzialność za grę. Logikę wywodu budują przypisy. Taki piłkarz nikogo nie wkurzy (może poza tymi, których zapomniał zacytować), ale szacunku w drużynie też nie zdobędzie. Jest jak Grzegorz Krychowiak, kiedy kilka meczów przesiedzi na ławce i traci pewność siebie.
Kiedy naprawdę brakuje ci umiejętności, nastawiasz się, jak przygniatająca większość polskich drużyn, na grę z kontry. Cofasz się do obrony i czekasz, aż przeciwnik zrobi coś głupiego; „żyjesz z jego błędów" – jak mawiają komentatorzy Canal+. Ograniczasz się do krytyki, wytykasz cudze potknięcia i braki. Cofasz się za linię piłki, grasz na zero z tyłu. Ta taktyka może ci dać zwycięstwo w Ekstraklasie, ale nawet to nie sprawi, że staniesz się dobrym piłkarzem. Krytycy są skuteczni, ale za to śmiertelnie nudni. Poza swoimi zwycięstwami nie mają kibicom nic do zaoferowania.
Ale można też grać inaczej. Nie oglądać się na przeciwnika, ale wejść na boisko z własnym pomysłem na mecz. Unikać zbędnych zdań, niepotrzebnego spowalniania akcji. Grać z klepki, na jeden kontakt. Precyzyjnie budować przemyślane akcje. Akapity kleją się wtedy do siebie i układają w logiczną całość, a ty nie oddajesz piłki przeciwnikowi, nie czekasz na jego ruch.