To jest w pewnym sensie oczywiste. Przecież ten czynnik musiał zadziałać dużo wcześniej. On zadziałać musiał gdzieś około 24-25 lipca i wtedy wraz z nurtem rzeki przemieszczał się do kolejnych regionów. I gdybyśmy mieli próbki wody z tamtego momentu, moglibyśmy odpowiadać na pytania, co było przyczyną. Przecież my widzimy w tej chwili tylko skutki, czyli martwe ryby. Natomiast cały czas woda płynie i przepłukuje te toksyczne związki. Jeśli nie będziemy mieli możliwości badania historycznych próbek wody, to sytuacja jest niezmiernie trudna. Przecież również zachodzą reakcje chemiczne. Ja jestem akurat medykiem i chemię dosyć dobrze poznałem w czasie swoich studiów. Reakcje chociażby utleniania czy reakcje uwalniania azotu, też mówi się o zasoleniu, ale przecież to są sole różnych metali, w tym metali ciężkich, które mogły wpłynąć na zmianę składu wody. Także to, że nagle w rzece spadł poziom azotu i wzrósł bardzo poziom tlenu, powinno być dla wszystkich sygnałem, że doszło do zjawisk, które były raczej dziełem człowieka, a nie zjawiskiem naturalnym, do czego w tej chwili coraz częściej się sięga - że tu żadnego ludzkiego błędu nie było, tylko po prostu na skutek zmian klimatycznych ryby zginęły. To jest moim zdaniem ucieczka od tematu ścieków przemysłowych, które są permanentnie spuszczane do polskich rzek. Nie wolno nam zapomnieć o tym, że 99 proc. polskich rzek ocenianych jest źle w kontekście skażenia przemysłowymi ściekami. I to jest najważniejsze, że my w tej chwili widzimy wierzchołek góry lodowej - skażenie Odry - natomiast te procesy, te zjawiska dzieją się w całym kraju i ścieki przemysłowe są spuszczane często niestety z naruszeniem zasad obowiązujących w Unii Europejskiej.
Ta rtęć albo toksyny mogły być w Odrze, a teraz są właśnie wypłukiwane? Mówiąc wprost dowody są teraz rozmywane?
W moim pojęciu nawet laik to zrozumie, że jeśli mija czas, to zjawisko, które było przyczyną tej katastrofy, po prostu się w tej chwili rozcieńcza, rozpuszcza się w kolejnych hektolitrów wody, która przecież cały czas płynie Odrą. Dlatego w moim pojęciu im więcej czasu upływa od tych kluczowych dni, czyli od końca lipca, tym trudniej będzie znaleźć przyczynę i ewentualnych winnych. Te próbki będą coraz czystsze i to w tej chwili mówią specjaliści, że należy sięgać do dna rzeki, wyciągać te martwe, zalegające szczątki już w tej chwili organizmów żywych i w tych szczątkach próbować badać, a więc w małżach, skorupiakach, może w roślinach również badać po prostu pozostałości, które mogą wskazać na przyczyny tego zatrucia.
A jakie jest ryzyko skażenia skażenia gruntów, zwierząt, które się w tej wodzie kąpały, czy też ludzi, którzy przebywali nad Odrą w czasie tego największego skażenia rzeki?
Na te pytania właściwie odpowiedzi nie mamy, dlatego że nie wiemy, co było tą substancją skażającą. Jeśli ten wariant ze związkami rtęci okaże się nie potwierdzony, to to nie wyklucza innych poważnych, toksycznych działań, takiego zatrucia. Rtęć po prostu została przywołana w wyniku konkretnego komunikatu jednego z laboratoriów niemieckich. Do nas ta informacja też dotarła i też pobudziła naszą wyobraźnię. Dyskusja o rtęci nie była wzniecona bez powodu, tylko była właśnie sygnałem ze strony niemieckiej. Być może ten sygnał był słuszny, stwierdzono wówczas jakieś duże stężenia rtęci i dlatego ujawniono też te informacje. Alert, który został ogłoszony po tym fakcie, nawet jeśli okaże się alertem, który był de facto nadmierny ze względu na to, że tej rtęci już później nie było, to mimo wszystko ryzyko kontaktu z rtęcią człowieka i zwierząt jest tak wysokie i zagrożenia są tak poważne, że to jest dostateczny powód, aby zabronić podchodzić do rzeki i to w promieniu kilkuset metrów.
Wszystkie mikroorganizmy i makroorganizmy, które zalegają na dnie rzeki, z większym prądem, zostaną uruchomione, wypłukane i być może wtedy dojdzie do poważniejszych zagrożeń
dr Paweł Grzesiowski