To istota czwartkowej uchwały Sądu Najwyższego, precedensowej dla spraw o ochronę dóbr osobistych w internecie.
O rozstrzygnięcie, czy w takiej sprawie sąd może przymusić portal do ujawnienia danych autora pomówienia w internecie, wystąpił gdański Sąd Apelacyjny.
Anonimowe obelgi
Kwestia ta wynikła w sprawie o pomówienia między działaczami spółdzielni i osiedlowego stowarzyszenia w Gdańsku na tle sporu o budowę dużego obiektu sportowego w okolicy. Część nieprzychylnych czy wręcz obraźliwych określeń powódki była głoszona publicznie np. na zebraniach, część na plakatach, a część pojawiała się w internecie, podpisywana różnymi nickami, z których tylko jeden miał ustalonego posiadacza (jednego z dwóch pozwanych). Powódka domagała się nakazania pozwanym zaprzestania naruszeń jej dóbr osobistych.
Czytaj także: Hejt w internecie nie wystarczy do dyscyplinarnego zwolnienia pracownika
Sąd okręgowy orzekł jednak, że jako osoba publiczna powinna liczyć się z krytyką, że forma wypowiedzi pozwanych nie naruszała akceptowanych granic publicznej krytyki „na poziomie lokalnym". Ale powódka nie dała za wygraną, zarzucając m.in., że sąd nie skorzystał z dowodu w postaci zobowiązania dostawcy internetu do ujawnienia danych abonentów podpisujących obraźliwe dla niej wpisy czterema nickami, gdyż podejrzewała, że mogą należeć do pozwanych.