Agencja Rozwoju Przemysłu potraktowała jako biurokrację dokumentację w programie „Polskie szwalnie”, w ramach którego krajowe zakłady miały wyprodukować 100 mln maseczek. Nie wiadomo, na jakich zasadach wybrano niektórych producentów, nie skontrolowano jakości maseczek. W przypadku jednej umowy ARP dostała nie taki towar, jaki zamówiła, ale dowiedziała się o tym z kontroli NIK. W Stalowej Woli stworzono dziewięć linii produkcyjnych, ale tylko je testowano, nie uruchomiono produkcji.
Czytaj więcej
Na przełomie lutego i marca z całego świata do stolicy Wielkopolski zjadą firmy odzieżowe i przedstawiciele sprzedawców.
To główne wnioski Najwyższej Izby Kontroli dotyczące programu, który kosztował 313 mln zł. Uruchomiono go na podstawie ustawy antycovidowej wiosną 2020 r. Miał zapewnić dostawy potrzebnych produktów oraz wspomóc przedsiębiorców w trudnym czasie pandemii. ARP dostarczyła Kancelarii Premiera ok. 105 mln maseczek medycznych i ok. 67 mln maseczek niemedycznych.
Pomimo zastrzeżeń NIK nie przedstawiła wniosków pokontrolnych badanym w tej sprawie Ministerstwu Rozwoju i Technologii oraz szefowi Kancelarii Premiera. Z dokumentacji nie wynika, czy możliwa była korupcja. NIK zastrzega jednak, że nie udało się uzyskać wszystkich informacji. Uniemożliwiła to m.in. trzykrotna nieobecność wzywanej Elżbiety Witek, marszałek Sejmu. – Pan Michał Dworczyk (szef Kancelarii Premiera z tamtego okresu – red.) stawił się, lecz w kwestiach kluczowych zasłonił się tajemnicą prowadzonego postępowania – mówiła w czasie konferencji prasowej Ewelina Słyk, p.o. dyrektora Departamentu Prawnego i Orzecznictwa Kontrolnego w NIK.
Jak podała Izba, na 13 umów zawartych przez ARP w ramach tego programu w 10 przypadkach nie wiadomo kto, kiedy i na podstawie jakich kryteriów zdecydował o ich zawarciu. Nie stosowano opracowanych przez agencję procedur wyboru. – Wybór części dostawców nastąpił z ich pominięciem – mówił Bogusław Wójcik, p.o. wicedyrektora delegatury NIK w Szczecinie, która prowadziła kontrolę.