Mateusz Walewski: Na świecie kończy się akceptacja dla luźnej polityki fiskalnej

Umocnić złotego mogłaby pomóc rządowa deklaracja powolnego zacieśniania polityki fiskalnej – mówi Mateusz Walewski, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego.

Publikacja: 28.09.2022 21:10

Mateusz Walewski: Na świecie kończy się akceptacja dla luźnej polityki fiskalnej

Foto: mat. pras.

Dolar po raz pierwszy w historii kosztuje ponad 5 zł, tę barierę przebił też kurs franka. Euro jest po ponad 4,80 zł i też niewiele mu brakuje do rekordów. Dlaczego złoty jest tak słaby?

Złoty słabnie z dwóch powodów. Po pierwsze, w stosunku do dolara słabną wszystkie waluty, z wyjątkiem może franka szwajcarskiego. To ma związek z agresywną reakcją Fedu na inflację. Spośród głównych banków centralnych żaden inny nie zacieśnia polityki pieniężnej tak zdecydowanie. W naszym regionie podwyżki stóp były wyższe, ale to inny świat. Po drugie, dolar to waluta uchodząca za bezpieczną przystań, a teraz mamy globalny wzrost ryzyka związany z agresją rosyjską w Ukrainie. To ryzyko stale się wzmaga wraz z takimi wydarzeniami jak atak na rurociągi. To wszystko powoduje zwrot inwestorów ku dolarowi i frankowi, a odwrót od euro – Europa ponosi największe konsekwencje tej wojny – i walut z tzw. rynków wschodzących, w tym złotego.

Nie wszystkie waluty w regionie tracą tak jak nasza. Korona czeska nie słabnie przynajmniej wobec euro. Do osłabienia złotego przyczyniają się też lokalne czynniki, np. sygnalizowany przez RPP koniec cyklu podwyżek stóp?

Sygnały docierające z Polski mogą być dla inwestorów niepokojące. Właściwie od początku wojny w Ukrainie, a nawet od początku covidowego kryzysu, kurs złotego znajduje się gdzieś pomiędzy kursem forinta i czeskiej korony. Korona jest mocniejsza, forint słabszy. Wydaje się, że to odzwierciedlenie relacji między lokalnymi rządami a Komisją Europejską, ale też parametrów makroekonomicznych, takich jak saldo obrotów bieżących, wysokość długu publicznego i deklarowanych przez rządy działań w polityce fiskalnej. Polska jest pomiędzy Węgrami a Czechami.

Jakie efekty dla gospodarki ma słabość złotego? Powinniśmy się niepokoić? A może cieszyć, bo – jak podkreśla prezes NBP Adam Glapiński – osłabienie złotego będzie łagodziło spowolnienie gospodarcze.

Standardowa odpowiedź, której udzielają eksperci ekonomiczni, jest taka, że jak złoty słabnie, to cieszą się eksporterzy, a jak złoty się umacnia, to cieszą się importerzy. To oczywiście półprawda, świat jest bardziej skomplikowany. W pewnych okolicznościach osłabienie złotego, np. w czasie globalnego kryzysu finansowego, pomaga gospodarce. Ale w innych okolicznościach, np. drogich surowców i konieczności finansowania potrzeb wydatkowych rządu przez emisję obligacji za granicą, osłabienie złotego nie jest korzystne. Import surowców staje się droższy i droższe jest zadłużanie się. Jeśli złoty osłabnie za bardzo, to te negatywne konsekwencje będą silniejsze od tych pozytywnych. Z wypowiedzi przedstawicieli NBP wynika, że są granice tolerancji dla osłabienia złotego.

Nie zostały już przekroczone? NBP, a może też rząd, powinien podjąć jakieś działania, aby przeciwdziałać osłabieniu złotego? Bo w tej mierze, w jakiej deprecjacja ma lokalne źródła, można jej zaradzić.

Są dwie możliwości reagowania. Po stronie polityki pieniężnej to odejście od zapowiadanego wygaszania cyklu podwyżek stóp procentowych. To się może zdarzyć, ale nie po tym, co się dzieje dzisiaj. NBP musiałby mieć przekonanie, że tendencja do słabnięcia złotego jest trwała. Jednorazowe ruchy waluty nie wymagałyby reakcji. Przy tym, ta reakcja może być różna. Niekoniecznie to większe podwyżki stóp procentowych, możliwa jest tylko zmiana tonu komunikatów RPP. Po stronie rządu działaniem, które mogłoby pomóc umocnić złotego, byłaby deklaracja powolnego zacieśniania polityki fiskalnej. Przykład Wielkiej Brytanii, gdzie zapowiedź obniżki podatków wywołała mocne osłabienie waluty, sugeruje, że rynki są na to wrażliwe. Na świecie kończy się – albo już się skończyła – akceptacja dla luźnej polityki fiskalnej. Wskazuje na to również ostra reakcja MFW na brytyjskie plany. Musimy brać to pod uwagę.

Zmieńmy temat. Czy w Polsce firmy osiągały w ostatnich kwartałach nadmiarowe, nieuzasadnione zyski?

Nie ma zysków nieuzasadnionych. Mogą być zyski, które wynikają z przyczyn niezależnych od firm. Od tego wzięła się nazwa windfall profit tax (podatek od nadzwyczajnych zysków – red.), bo do tego – jak rozumiem – pan nawiązuje. Podstawą takich podatków jest to, że zyskowność firm wzrosła do ponadprzeciętnego poziomu bez konkretnych działań firm i jednocześnie kosztem odbiorców. Polski rząd nie jest jedynym, który myśli o opodatkowaniu takich zysków. Takie daniny już funkcjonują w Wielkiej Brytanii i Włoszech. Dotyczą one przede wszystkim producentów energii ze źródeł kopalnych. Oczywiście, podstawowa trudność polega na tym, jak ocenić, które zyski są przyniesione przez przypadkowy przypływ, a które są wynikiem dobrej działalności firmy. Ja nie podejmę się teraz oceny, które zyski w Polsce są zwyczajne, a które nadzwyczajne.

Dodatkowe opodatkowanie producentów energii nie budzi większych kontrowersji, rozpatrywane jest też na poziomie UE. Ale rząd planuje obciążyć daniną inne duże firmy. To dobry pomysł?

Takie rozwiązania, które pojawiają się w trakcie roku, powinny być wprowadzane na zasadzie konsensusu. Rząd musi się dogadać z branżami, ustalić dokładnie parametry, wobec których taki podatek miałby być stosowany. Wydaje się, że tym, co jest najbardziej kontestowane, nie jest sama idea takiego podatku, tzn. że musimy powoli zacieśniać politykę fiskalną, a jednocześnie musimy jakoś gospodarstwom domowym i niektórych firmom rekompensować wzrost cen energii. Bo dla gospodarki zdrowiej jest, aby zrobić to, opodatkowując takie ponadstandardowe, przypadkowe zyski pewnych branż, niż podnosić podatki hurtowo, dla wszystkich podatników. Spór jest raczej co do szczegółów, a nie idei. Dlatego te szczegóły powinny być wykute w szerokiej – choć szybkiej – debacie między legislatorem a przedsiębiorcami. Najgorzej byłoby, gdybyśmy skompromitowali pomysł, który może być sensowny, złą implementacją.

Czytaj więcej

Coraz mniej realny budżet państwa na 2023 rok

Dolar po raz pierwszy w historii kosztuje ponad 5 zł, tę barierę przebił też kurs franka. Euro jest po ponad 4,80 zł i też niewiele mu brakuje do rekordów. Dlaczego złoty jest tak słaby?

Złoty słabnie z dwóch powodów. Po pierwsze, w stosunku do dolara słabną wszystkie waluty, z wyjątkiem może franka szwajcarskiego. To ma związek z agresywną reakcją Fedu na inflację. Spośród głównych banków centralnych żaden inny nie zacieśnia polityki pieniężnej tak zdecydowanie. W naszym regionie podwyżki stóp były wyższe, ale to inny świat. Po drugie, dolar to waluta uchodząca za bezpieczną przystań, a teraz mamy globalny wzrost ryzyka związany z agresją rosyjską w Ukrainie. To ryzyko stale się wzmaga wraz z takimi wydarzeniami jak atak na rurociągi. To wszystko powoduje zwrot inwestorów ku dolarowi i frankowi, a odwrót od euro – Europa ponosi największe konsekwencje tej wojny – i walut z tzw. rynków wschodzących, w tym złotego.

Pozostało 83% artykułu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. z ofertą dla małych firm – nowe konta z premią i wysokim oprocentowaniem
Banki
Citibank opuszcza Rosję. Wielki exodus bankierów
Banki
Donald Tusk: Powodzianie kredytobiorcy otrzymają pomoc w spłacie kredytów
Banki
Duża awaria w polskim banku. Klienci mają kłopoty z płatnościami
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Banki
Prezes NBP Adam Glapiński donosi do prokuratury na Szymona Hołownię