Szkoła zdalna. Kolejny stracony rocznik

Polska szkoła nie podołała zadaniu w czasie pandemii i cały rok szkolny, od najmłodszych do najstarszych roczników, właściwie należałoby powtórzyć. Tegoroczni maturzyści konsekwencje takiej nauki będą ponosili w dorosłym życiu.

Aktualizacja: 07.05.2021 23:14 Publikacja: 07.05.2021 10:00

Szkoła zdalna. Kolejny stracony rocznik

Foto: reporter

Leniwy poranek. Budzik, gdzieś w zaświatach, zaprasza do podniesienia głowy znad poduszki. Powoli, ospale. W domu czuć chłód po kolejnej mroźnej nocy. Ciepły kocyk pomaga w przetrwaniu pierwszej godziny. Pachnąca kawa również. Śniadanie? Może później. Przecież jest mnóstwo czasu. Wszystko toczy się w zwolnionym tempie. Komputer, playlista na Spotify, pierwsze rozmowy z przyjaciółmi przez Messenger, sprawdzenie nowości na Instagramie. Można by przypuszczać, że to opis idealnego sobotniego poranka, nagroda za cały tydzień pracy w korporacji. Nareszcie spokój, brak pośpiechu i poczucie braku konieczności zaangażowania, bo przecież dziś nic ciekawego i wartego uwagi się nie wydarzy. Niestety, ten „sielski" obraz to typowy poranek polskiego nastolatka czy licealisty w dobie edukacji online. Ucznia w trakcie roku szkolnego, który właśnie „uczestniczy" w zdalnej lekcji. Lekcji, która ma mu pomóc w opanowaniu materiału, zdobyciu wiedzy i umiejętności, z których będzie korzystał w dorosłym życiu. Wreszcie – lekcji, dzięki której zrealizuje swoje ambicje edukacyjne i zawodowe. W przypadku tegorocznych maturzystów to kolejny, trzeci już rok, w którym nauka i nauczanie w polskiej szkole nie wnoszą do ich życia zbyt wiele. A czasami, w zależności od tego, jaki nauczyciel prowadzi zajęcia – nie wnoszą nic.

Atrapa nauczania

Kiedy w marcu ubiegłego roku pandemia SARS-CoV-2 wywróciła do góry nogami życie milionów ludzi, prawie pięć milionów polskich uczniów, od najmłodszych, aż po słuchaczy szkół policealnych, stanęło przed wizją nowej, zdalnej szkoły. Pierwsze miesiące pandemii to nierzadko praca po omacku, bez spójnej wizji, jak lekcje online miałyby wyglądać. Część nauczycieli, świadoma potrzeby szybkiej reakcji, przechodziła błyskawiczne szkolenia, aby zaproponować uczniom lekcje najwyższej jakości. Lekcje, których głównym celem miało być nie samo w nich uczestnictwo, ale skuteczne uczenie w nowej, covidowej rzeczywistości. Niestety, bardzo duża grupa nauczycieli swoje obowiązki pedagogiczne sprowadziła do rozesłania materiału i ewentualnych konsultacji online. Według autorów raportu „Edukacja zdalna w czasie pandemii" przygotowanego dla Fundacji Centrum Cyfrowe ponad jedna trzecia nauczycieli nie prowadziła wcale lekcji na żywo, kontaktowała się z uczniami jedynie przez dziennik elektroniczny czy platformy służące do przesyłania kolosalnych plików z materiałami dydaktycznymi czy pracą samodzielną. Weryfikacja skuteczności takiego nauczania była zatem żadna, a co trzeci uczeń w Polsce został pozostawiony sam sobie.

Wcale nie lepiej wyglądały lekcje w czasie rzeczywistym, na żywo. Nauczyciel z wyłączoną kamerą, inicjały uczniów zamiast ich twarzy na ekranie. Wyłączone mikrofony. Cisza. Autorzy kolejnego raportu „Zdalne nauczanie a adaptacja do warunków społecznych w czasie epidemii koronawirusa", pod patronatem Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w wynikach badań zwracali uwagę, że ponad połowa nauczycieli sama stwierdziła, że nie jest przygotowana do prowadzenia zajęć online. W tym samym raporcie zwrócono uwagę, że nauczyciele zdecydowanie częściej korzystali z metod podających niż aktywizujących. W praktyce wyglądało to zatem tak, że przysypiający lub nierzadko śpiący przed ekranem uczeń słuchał głosu nauczyciela, który monotonnym tonem wyjaśniał reguły angielskiego czasu gramatycznego czy procesu mejozy. Ponieważ niejednokrotnie uczniowie, ale również nauczyciele nie wymagali od nikogo włączenia kamery, jakość takich zajęć musiała być mizerna. Potwierdza to ponad połowa badanych uczniów, uznających lekcje zdalne za mniej ciekawe i skuteczne niż te przed wybuchem pandemii.

Gdyby nauczanie zdalne trwało trzy miesiące, zapewne nie wyrządziłoby wielkiej szkody w procesie uczenia się, jednak taka szkoła dla ponad trzech milionów uczniów szkół podstawowych i kolejnego półtora miliona uczniów szkół ponadpodstawowych trwała i nadal trwa już od ponad roku. A jeśli do tego dołożymy strajk nauczycieli sprzed dwóch lat, to refleksja nad niewesołymi konsekwencjami przychodzi samoistnie. Nazwijmy zatem rzeczy po imieniu. Edukacja zdalna w polskiej szkole to atrapa jakiegokolwiek nauczania. O dobrym, skutecznym, ciekawym i budzącym do samorozwoju nie wspominając.

Szansa na nowoczesną szkołę

Co ciekawe, wcale nie musiało to tak wyglądać. Szkoła online, pomimo oczywistych problemów, z którymi musieli borykać się nauczyciele oraz uczniowie (wnioski z raportu „Edukacja zdalna w czasach Covid-19" przygotowanego przez Uniwersytet Warszawski wyraźnie wskazują na słabe przygotowanie technologiczne szkół oraz nauczycieli i młodzieży, jak również na niewielkie kompetencje komputerowe pedagogów i uczniów, a do tego należy dodać jeszcze, że szybki i ogólnodostępny internet w Polsce to mrzonka), mogła i powinna wyglądać inaczej. Paradoksalnie, dobrze poprowadzona, mogła dać uczniom znacznie więcej niż niejednokrotnie daje skostniała i nudna polska szkoła, nadal oparta na pruskim sposobie bezrefleksyjnego podawania wiedzy encyklopedycznej.

Nauczyciele stanęli przed szansą na wprowadzenie do swoich bardzo często przewidywalnych lekcji metod, których to – rzekomo – nie są w stanie zaproponować uczniom w związku z koniecznością realizacji siermiężnej i przeładowanej podstawy programowej w nauczaniu stacjonarnym. Lekcje online mogły, dla wielu uczniów po raz pierwszy, wyglądać ciekawie i być znacznie skuteczniejsze. Wystarczyło tylko – lub „aż" – skupić się na zainteresowaniu przedmiotem, budowaniu relacji z uczniem. Uczniem – dodajmy – dla którego świat cyfrowy jest naturalny i nierozerwalny z jego codziennym życiem.

Można przecież było zaplanować lekcję tak, aby na języku angielskim skoncentrować się na mówieniu, dyskusji, angażowaniu się w tematy inne niż kolejne regułki czasów gramatycznych. Na matematyce, zamiast typowych lekcji, które w gruncie rzeczy uczą jedynie rachunków, a nie myślenia abstrakcyjnego, można było próbować zaszczepić u dzieci i młodzieży chęć i potrzebę rozwinięcia kompetencji matematycznych w oparciu o nowoczesną metodykę. Na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, zamiast wkuwania kolejnych paragrafów prawa unijnego i powtarzania struktur instytucji państwowych, można przecież było zachęcić młodzież do analizy bieżącej sytuacji, zaangażowania ich w proces budowania jednostki obywatelskiej, szukającej pytań i odpowiedzi.

To wszystko było możliwe i – co trzeba bardzo mocno wyartykułować – część nauczycieli, porzucając przedpandemiczną sztampę, tak właśnie uczyła. Nie mieli problemu z obecnością uczniów na zajęciach, nie mieli problemu z włączaniem kamer swoich i uczniowskich. Część nauczycieli zobaczyła w nauczaniu zdalnym szansę na nowoczesną, dobrą szkołę. A brak realizacji części materiału (który zresztą został później ministerialnie usunięty z wymogów egzaminacyjnych) uzupełnili próbą zainteresowania uczniów przedmiotem oraz koniecznością uzmysłowienia im odpowiedzialności na swój proces nauczania. Tak, część pedagogów poradziła sobie ze szkołą w czasie pandemii doskonale – upodmiotowiła ucznia, rozumiejąc, jak ważną rolę musi odgrywać nauczyciel dziecka czy nastolatka po drugiej stronie ekranu. Niestety, nie wszyscy uczniowie mieli takie szczęście.

Fetysz podstawy programowej

W opozycji do dobrego, niesystemowego nauczania polscy uczniowie bardzo często otrzymali lekcje złe, nudne i nieskuteczne. Zresztą sami nauczyciele często przyznawali się do takiego stanu rzeczy. Wnioski cytowanego wcześniej raportu „Edukacja zdalna w czasach Covid-19" wyraźnie podkreślają, że pedagodzy niejednokrotnie przyznają, iż „sprowadzają pełnioną przez siebie funkcję do bycia zleceniodawcą prac do wykonania i strażnikiem ich realizacji". Fetysz realizacji podstawy programowej oraz konieczności ocenienia uderzył z siłą równie mocną jak pandemia. Kuriozalne przykłady przesyłania mnóstwa stron z materiałem „przerabianym" na zajęciach (tak, jakby uczeń szkoły średniej nie mógł sam sobie znaleźć encyklopedycznych danych) czy proszenie uczniów, aby podczas sprawdzianu online stawiali za swoimi plecami lustra uniemożliwiające podpowiadanie podczas testu przez rodzica, to tylko niektóre przykłady na to, że edukacja online w bardzo wielu przypadkach okazała się porażką.

Aby jednak zachować proporcje, należy również dodać, że dla wielu uczniów nauka zdalna była doskonałą okazją do zwykłego lekceważenia obowiązków szkolnych w wyniku braku chęci do jakiejkolwiek nauki czy szukania takiego sposobu zaliczenia materiału, aby można było po prostu ściągnąć na sprawdzianie czy pracy klasowej. I wielu uczniów, przyzwyczajonych, że szkołę trzeba po prostu przetrwać, lawirując i kombinując w drodze do celu – zaliczenia sprawdzianu czy uzyskania promocji do kolejnej klasy – doskonale wpasowało się w nudne systemowe i podawcze nauczanie.

Problemu zdawało się nie zauważać Ministerstwo Edukacji i Nauki, którego urzędnicy wiedzę na temat nauki online czerpali z raportów nauczycielskich, dyrektorskich czy kuratoryjnych. I po raz kolejny okazało się, że polska szkoła funkcjonuje w dwóch wymiarach: pierwszy to ten papierowy, w którym wszystko działa wspaniale, uczniowie chodzą do rewelacyjnych szkół, a Polska rośnie w siłę. Drugi wymiar – ten rzeczywisty, który zna mnóstwo uczniów i rodziców – to szkoła słaba, odgórnie źle zarządzana, metodycznie na poziomie szkolnictwa przedinternetowego. Szkoła, która co roku marnuje potencjał młodych ludzi, proponując im atrapę nauczania, nie angażując w podmiotowy proces odkrywania i zdobywania wiedzy. Szkoła, która właśnie traci lub straci za chwilę doskonałych pedagogów, tych, którzy byli z uczniami podczas pandemii naprawdę, angażując się w ich życie oraz edukację.

Rok do powtórki

Co zatem czeka tegorocznych maturzystów? Nie zapomnijmy również, że wielu z nich, oprócz słabych lub czasami – co przeraża szczególnie – żadnych lekcji online w klasie drugiej i trzeciej, zaraz na początku swojej licealnej drogi musiało zmierzyć się ze strajkiem nauczycieli w kwietniu 2019 roku oraz konsekwencjami jego porażki. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której przeciętny uczeń polskiego liceum, osoba, która w dużej mierze powinna decydować o rozwoju polskiej gospodarki czy kultury, wpływając pośrednio na rozwój kraju – taki uczeń przez trzy lata swojej nauki raczej w szkole nie był niż był. Podkreślmy raz jeszcze z całą stanowczością – część polskich maturzystów miała szczęście spotkać w swoich szkołach wspaniałych i zaangażowanych pedagogów, jednak bardzo wielu takiego szczęścia nie miało. A edukacja nie powinna opierać się na szczęściu, lecz na systemowej, odgórnie zaplanowanej nowoczesnej strategii nauczania. Strategii, która została opisana chociażby w raporcie eksperckim think tanku Nowa Konfederacja „Prawdziwa reforma edukacji. Wymyślić polską edukację na nowo" oraz wielu innych publikacjach zauważających konieczność zmian oraz proponujących systemowe rozwiązania.

Wracając jednak do polskiego maturzysty czy każdego innego ucznia, należałoby właściwie stwierdzić, że szkoła nie podołała zadaniu w czasie pandemii i cały rok szkolny, od najmłodszych do najstarszych roczników, należałoby powtórzyć. I nawet zakładając, że z punktu widzenia dobra samego ucznia oraz – przyjmując szerszą perspektywę – Polski zdecydowanie powinno się tak postąpić, aby spróbować naprawić wszystkie te złe momenty zdalnej edukacji w taki sposób, aby młody człowiek miał szansę na prawdziwy rozwój w szkolnych ławkach, i przyjmując również, że jakoś udałoby się to logistycznie przeprowadzić, to czy miałoby to w gruncie rzeczy sens w obecnych realiach edukacyjnych, biorąc pod uwagę fakt, że polska szkoła jest po prostu słaba, nudna i nie przygotowuje do życia?

Konstatacja wiedzy na temat polskiej szkoły w ogóle daje, niestety, smutną odpowiedź: niezależnie czy mówimy o ostatnim roku, dwóch, trzech czy dziesięciu latach, o edukacji online czy stacjonarnej – właśnie tracimy kolejne roczniki uczniów. Marnujemy piękny młody ludzki potencjał. Obecni maturzyści nie są wyjątkiem. W polskiej szkole co roku mamy do czynienia z taką sytuacją. W szkole, której głównym celem nie jest pomoc w nauczeniu się czegokolwiek, ale jedynie przeprowadzenie kolejnej pracy klasowej i – koniecznie – wystawienie suchej oceny. W szkole, w której niewielu interesuje, czy uczniowie będą potrafili odnaleźć się w życiu, a wiedza przez nich zdobyta realnie wpłynie na przyszłość ich oraz kraju. W szkole, w której licealne patorankingi zdominowały myślenie o edukacji. W szkole, w której obecni maturzyści swój ewentualny sukces maturalny bardzo często zawdzięczają tylko i wyłącznie samym sobie, w skupieniu próbując opanować materiał egzaminacyjny, który powinien być dobrze przerobiony na lekcji. W szkole, w której codziennością jest płacenie przez rodziców coraz większych kwot za popołudniowe korepetycje, aby pomóc swojemu dziecku w zrozumieniu partii szkolnego materiału. W szkole nierozumiejącej, że w ostatnich dekadach świat zmienił się diametralnie, a wraz z rozwojem technologicznym zmienił się uczeń, jego potrzeby i obowiązki, a co za tym idzie – zmienić powinna się instytucja, która ma młodego człowieka kształtować do cnót. Do bycia dobrym pracownikiem, pracodawcą, partnerem, rodzicem czy obywatelem.

Smutny powrót do szkół

W maju wszyscy uczniowie, decyzją premiera RP, mają wrócić do szkół. U wielu z nich już teraz wyczuwa się przerażenie. Pandemia nie pozostała bez wpływu na ich psychikę oraz zaangażowanie w lekcje. Wielu z nich zmarnowało ten czas, a wielu kolejnych nie dostało od szkoły szansy, aby go dobrze wykorzystać. A teraz, zgodnie z logiką polskiej szkoły, przyjdzie czas na kolejne sprawdziany, prace klasowe i wystawiane oceny. Tak jakby to było sensem istnienia szkoły. A jeśli ministrowie, dyrektorzy, nauczyciele, rodzice i uczniowie nie będą chcieli takiej patologicznej postawy zmienić, to leniwy, niewnoszący nic do życia poranek w zdalnej szkole zamieni się w równie bezproduktywny dzień w szkole stacjonarnej, a kolejne roczniki uczniów, tak jak tegoroczni maturzyści, wszystkiego, co potrzebne w życiu, uczyć się będą popołudniami, na dodatkowych lekcjach lub bezpośrednio od swojego przyszłego pracodawcy.

Autorzy raportu „Między pandemią Covid-19 a edukacją przyszłości" przygotowanego dla Fundacji Gospodarki i Administracji Publicznej zwracają uwagę na opinie wielu rodziców i uczniów, którzy twierdzą, że w szkole trwoni się czas i jest ona nudna. Tegoroczni maturzyści konsekwencje 12 lat takiej szkoły będą ponosili w dorosłym życiu. Maturzyści, rocznik 2021, rocznikiem straconym? Tak jak każdy inny.

Piotr Jesionowski – anglista, socjolog i metodyk. Wieloletni nauczyciel licealny. Laureat nagród edukacyjnych, m.in. Nagrody im. R. Czerneckiego Fundacji EFC. Uczestnik projektu „Spięcie". Właściciel sieci szkół językowych na Pomorzu. Ojciec trójki dzieci

Leniwy poranek. Budzik, gdzieś w zaświatach, zaprasza do podniesienia głowy znad poduszki. Powoli, ospale. W domu czuć chłód po kolejnej mroźnej nocy. Ciepły kocyk pomaga w przetrwaniu pierwszej godziny. Pachnąca kawa również. Śniadanie? Może później. Przecież jest mnóstwo czasu. Wszystko toczy się w zwolnionym tempie. Komputer, playlista na Spotify, pierwsze rozmowy z przyjaciółmi przez Messenger, sprawdzenie nowości na Instagramie. Można by przypuszczać, że to opis idealnego sobotniego poranka, nagroda za cały tydzień pracy w korporacji. Nareszcie spokój, brak pośpiechu i poczucie braku konieczności zaangażowania, bo przecież dziś nic ciekawego i wartego uwagi się nie wydarzy. Niestety, ten „sielski" obraz to typowy poranek polskiego nastolatka czy licealisty w dobie edukacji online. Ucznia w trakcie roku szkolnego, który właśnie „uczestniczy" w zdalnej lekcji. Lekcji, która ma mu pomóc w opanowaniu materiału, zdobyciu wiedzy i umiejętności, z których będzie korzystał w dorosłym życiu. Wreszcie – lekcji, dzięki której zrealizuje swoje ambicje edukacyjne i zawodowe. W przypadku tegorocznych maturzystów to kolejny, trzeci już rok, w którym nauka i nauczanie w polskiej szkole nie wnoszą do ich życia zbyt wiele. A czasami, w zależności od tego, jaki nauczyciel prowadzi zajęcia – nie wnoszą nic.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena