Naprawdę nie rozumiem, jak to możliwe, że mając takie uznanie dla autorytetu Jarosława Kaczyńskiego, wypadła pani z PiS.
To była sprawa wewnętrznej polityki. Jarosław Kaczyński dobrze wiedział, po co nas wypycha z partii.
Po co?
Pani pewnie myśli, że to coś osobistego. A ja wiem, że uzyskując 46 proc. głosów w kampanii prezydenckiej, pomyślał o kolejnej kampanii parlamentarnej. Sądzę, że mieliśmy stworzyć nową partię i zostać w przyszłości koalicjantem PiS. Przegraliśmy wybory prezydenckie w 2010 roku. Wiadomo było, że na kolejną kadencję pozostaniemy w opozycji, więc jest czas na zbudowanie sobie koalicjanta.
To mnie pani zastrzeliła.
Dlaczego? Myśmy byli postrzegani jako zwarta grupa tzw. muzealników. Doszli do nas specjaliści od PR-u: Adam Bielan i Michał Kamiński, a także Joaśka Kluzik-Rostkowska zaprzyjaźniona z Jarkiem Kaczyńskim. Wydawało się, że będziemy mieli dość siły, żeby zbudować partyjkę kilkuprocentową. Tak uważam dzisiaj i wtedy też tak uważałam. Wie pani, że o tym, iż nie jestem już w PiS, dowiedziałam się z telewizji? Nie było wyboru, trzeba było zakasać rękawy i zabrać się za zbieranie podpisów, żeby zarejestrować nową partię Polska Jest Najważniejsza w wyborach. Zrobiliśmy to. Zebraliśmy uczciwie podpisy pod listami. W 41 okręgach wyborczych mieliśmy zaufanych działaczy, co do których mieliśmy pewność, że stawią się na wezwanie i zrobią co trzeba. Na własnej skórze i doświadczyłam, co to znaczy, gdy polityk ZSL siedzący w komisji wyborczej odrzuca w ostatniej chwili 2 tys. podpisów, byle tylko lista nie została zarejestrowana.
Chyba PSL?
Nie, ZSL. Oni tylko nazwę zmienili, ale działacze, ich mentalność, a nawet traktowanie rolników pozostało takie samo jak w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym w czasach PRL.
Tak czy inaczej wasza partia nie weszła do Sejmu.
Rzeczywiście, zdobyliśmy nieco ponad 2 proc. głosów. Ale mieliśmy jeszcze sporo energii, swój plan polityki rodzinnej – to my wprowadziliśmy ten termin do polityki – i w najgorszym przypadku mogliśmy się przekształcić w think tank.
Dlaczego wam się nie powiodło w wyborach?
Najpierw odszedł od nas Adam Bielan.
I zabrał ze sobą kody dostępu do partyjnych stron internetowych.
Adam Bielan i Michał Kamiński byli od początku zwolennikami przywództwa Joaśki w PJN. Wydawało im się, że będą mieli na nią wpływ. Gdy przywództwo Kluzik zaczęło się chwiać, Adam stracił wiarę w nasz projekt. A może bał się przywództwa Pawła Kowala, który został liderem po Joaśce? Nie wiem. Nigdy o tym szczerze nie rozmawialiśmy.
A dlaczego jeszcze przed wyborami parlamentarnymi uznaliście, że Joanna Kluzik-Rostkowska, wasza przewodnicząca, nie jest najlepszą liderką?
Nie pracowała, stale szukała innego miejsca dla siebie. Miała tendencje do znikania, a szef partii powinien pracować na pełen etat, prowadzić kalendarz i mieć biuro, bo jest wiele spraw, które trzeba prowadzić formalnie. Cały jej kalendarz był tylko w jej głowie. Podejrzewam też, że nigdy nie miała wiary w projekt, choć to ona rozpoczęła po wyborach prezydenckich wojnę w mediach. Jednocześnie od początku poszukiwała koalicjanta. Ona uznaje silniejszą rolę mężczyzn w polityce i szuka ich protekcji. A na koniec dała się namówić Michałowi Kamińskiemu, żeby przejść do Platformy. To Kamiński i Radek Sikorski zapewnili Joaśce miejsce w polityce PO. Michał osobiście przypilnował, żeby Joanna się nie wycofała i pojechała na kongres Platformy do Sopotu, a Sikorski napisał jej część przemówienia, które ona później wygłosiła. Przekonywaliśmy ją, żeby zdradziła Platformę i Michała i ogłosiła kongres PJN w Sopocie. Byłaby zwyciężczynią. Kobietą w wielkiej polityce. Nie udało nam się.
No tak, ale przecież już została odwołana z funkcji szefowej partii. A poza tym nie najgorzej wyszła na transferze do PO. Została ministrem edukacji.
Ale jej wizerunek skutecznej polityczki, o dużej rozpoznawalności został zniszczony. Jej czar zniknął i nigdy nie wrócił. Jest cieniem osoby z czasów kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Pewne jest natomiast, że taka mała partia jak PJN nie mogła się dwa razy podnieść po dotkliwych ciosach. Po transferze Joaśki nie mieliśmy sił do dalszej walki. A po przegranych wyborach w 2011 roku na horyzoncie pojawiła się Polska Razem Jarosława Gowina. My mieliśmy biuro, dwóch eurodeputowanych na pokładzie i byliśmy zdeterminowani utrzymać partię. Oni nie mieli nic. Od początku byłam przeciwna łączeniu się PJN z Polską Razem.
Dlaczego?
Uważałam, że trzeba trzymać swoją małą partyjkę i samodzielnie przygotowywać projekty. Ale w partii byli zwolennicy łączenia się z Gowinem i oni wzięli górę. Gowin został jednym z liderów i natychmiast zaczął nas przestawiać. Pamiętam, jak przyjechał do mojego biura, usiadł przy moim biurku, poczęstowałam go moją herbatą, a on powiedział, że nie widzi we mnie kandydatki na szefową organizacji mazowieckiej w nowej partii. Powiedziałam mu wtedy: „siedzimy w moim biurze, przy moim biurku, pijemy moją herbatę, z moich kubków, a pan nie widzi we mnie kandydatki na szefową organizacji wojewódzkiej?". To go ubodło do żywego.
Co zrobił?
Wstał i wyszedł. I już więcej żadnej rozmowy o wspólnocie politycznej nie było. A gdy Gowin poszedł do Kaczyńskiego na rozmowę o wspólnym starcie w wyborach parlamentarnych, to z listy kandydatów na posłów wykreślił nasze nazwiska – moje i Kowala.
Podobno to Jarosław Kaczyński nie chciał słyszeć o tym, żebyście kandydowali ze wspólnych list?
Opieram się na relacji Joachima Brudzińskiego, który opowiadając mi o tamtym spotkaniu, powiedział: „twój szef przyszedł na rozmowę bez twojego nazwiska na liście kandydatów na posłów". Ale ponieważ nie czułam związków ideowych z partią Gowina, specjalnie mnie to nie poruszyło.
Współpracowała pani z Bielanem i Gowinem, obserwuje pani teraz ich spór o przywództwo w partii. Który z nich pani zdaniem ma rację?
Sprawa jest oczywista – wybory szefa na następną kadencję się nie odbyły. Liderem środowiska pozostaje Gowin, ale formalnie nie jest prezesem Porozumienia.
Przez trzy lata nikomu to nie przeszkadzało.
A teraz przeszkadza. Jarosław Gowin nie jest człowiekiem pilnującym porządku w partii. Poza tym na nas przećwiczył manewr pozbywania się niewygodnych ludzi z partii. Ja co prawda nie przystąpiłam do Polski Razem, ale np. Paweł Kowal wszedł do tej partii i został przewodniczącym Rady Naczelnej, czyli objął taką funkcję, jaką dziś w Porozumieniu sprawuje Bielan.
I został „zniknięty" przez Gowina.
Tak. Gowin po prostu zarejestrował nową partię, a w niej Kowala już nie było. Został w partii, która przestała istnieć. Moim zdaniem Gowin powtórzy ten manewr z Porozumieniem. Zarejestruje nową partię – Porozumienie Plus albo jakoś tak, i Adam Bielan któregoś ranka obudzi się w sytuacji, że jest członkiem partii bez prezesa, bo prezes ma już nową organizację. Adam Bielan ten manewr zna, to może go uniknąć. Rzecz w tym, że największy koalicjant, czyli PiS, musi udzielić mu wsparcia i aż do wyjaśnienia sporów formalnych nie dopuścić Gowina do uczestnictwa w posiedzeniach Rady Koalicyjnej. W dniu, w którym Jarosław Kaczyński uzna przywództwo Gowina, Adam nie będzie miał o co walczyć. Będzie musiał założyć swoją partię. Gowinowi udało się już raz wyeliminować z gry potencjalnego rywala do przywództwa, czyli Pawła Kowala. I nawet nie musiał go za to przepraszać, w imię starej przyjaźni wziął, co mu się należało.
Nie przepraszał?
Kaczyńskiemu tłumaczył, że mamy zbyt bliskie relacje z PO i dla dobra koalicji przedstawił listę kandydatów na posłów bez naszych nazwisk. Dzisiaj znowu Jarosław Kaczyński trzyma karty. Musi zażądać od Porozumienia uporządkowania sprawy w partii, bo w przeciwnym wypadku wszystkie ustalenia będą kwestionowane przez koalicjanta i wtedy to Adam Bielan ma szansę wygrać i zbudować przyszłość polityczną dla swoich zwolenników. Do wyborów są trzy lata i jest czas na nowy mały byt polityczny w środku sceny.
Zatem nie będzie zjadania przystawki?
Dzisiaj się to nikomu nie opłaca. Na pewno Jarosław szukał sposobu na zdyscyplinowanie koalicjanta. Ale nie widać na horyzoncie innej partii, która mogłaby pójść samodzielnie do wyborów, przekroczyć próg wyborczy i stać się koalicjantem dla PiS. Dlatego Kaczyńskiemu opłaca się utrzymywać obie frakcje – radykalną i liberalną – bo zyskuje większość w parlamencie. Kto będzie liberałem w tej konstelacji, zobaczymy. Może stół z przystawkami stanie się bogatszy.
Elżbieta Jakubiak – polityk. Od 2002 r. dyrektor Biura Prezydenta Warszawy. W latach 2005–2007 szef Gabinetu Prezydenta RP i sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Od lipca do listopada 2007 r. minister sportu i turystyki w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, posłanka na Sejm VI kadencji. W 2010 r. została zawieszona w prawach członka PiS przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego i usunięta z partii. Przystąpiła do nowo utworzonego ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, które w kolejnej kadencji nie dostało się do Sejmu.