Lekarze spodziewają się w ciągu najbliższych kilku miesięcy wysypu złamań związanych z nieleczoną osteoporozą. To skutek tego, że w czasie powszechnej izolacji wielu chorych przestało przyjmować leki, bo nie mieli jak dostać się do poradni na zastrzyk.
Na problem zwróciły uwagę Polskie Amazonki Ruch Społeczny. – Zaalarmowani przez pacjentów skierowaliśmy zapytanie do jednego z producentów leku o oszacowanie, na podstawie dostępnych danych, skali potencjalnego wstrzymania terapii przez pacjentów chorych na osteoporozę. W odpowiedzi poinformowano nas, że tylko w kwietniu w Polsce obrót produktem leczniczym stosowanym w leczeniu osteoporozy w formie iniekcji zmniejszył się z 10 tys. do zaledwie 2 tys. Oznacza to, że aż 80 proc. pacjentów przypuszczalnie mogło zaniechać leczenia – wyjaśnia Elżbieta Kozik, Prezes Polskich Amazonek Ruchu Społecznego, inicjatora kampanii „Osteomisja. Misja ratunkowa dla kości".
– Mamy podobne obserwacje. W maju zadzwoniliśmy do poradni leczenia osteoporozy w województwie łódzkim. W kilku nie odebrano telefonów. Tam, gdzie udało nam się dodzwonić, zaproponowano nam teleporadę, która przecież nie zastąpi zastrzyku – mówi Krzysztof Suszek, prezes Fundacji Misja Medyczna.
Choroba podstępna
Osteoporoza to postępujący, patologiczny ubytek masy kostnej, prowadzący do nadmiernej kruchości kości. Jej najczęstszą konsekwencją są tzw. złamania niskoenergetyczne powodowane lekkim urazem lub wskutek upadku z wysokości własnego ciała. Znane są też przypadki złamań osteoporotycznych w następstwie kichnięcia, kaszlu, a nawet bez wyraźnej przyczyny. Proces destrukcji układu kostnego postępuje w sposób bezbolesny, bez wyraźnych objawów. Bardzo często złamanie osteoporotyczne jest pierwszym zauważalnym objawem nieleczonej choroby. Niestety, pierwsze złamanie oznacza wielokrotny wzrost ryzyka drugiego i kolejnych.
Z opublikowanego w 2019 r. raportu Narodowego Funduszu Zdrowia rocznie dochodzi do 120 tys. złamań, których przyczyną jest osteoporoza. W tym 35 tys. tych najpoważniejszych – złamań szyjki kości udowej, w wyniku których blisko 30 proc. pacjentów w Polsce nie przeżywa pierwszego roku od zdarzenia.