Ostatnie dni były chyba dla PiS najgorsze w ciągu ostatniego czterolecia. Można było odnieść wrażenie, że nikt nie potrafił podjąć decyzji, która przecięłaby fatalną historię lotów Kuchcińskiego. Prezes Kaczyński zabrał głos na początku informując, że jego stary druh zwróci pieniądze za lot jego rodziny i że zmienione zostaną przepisy dotyczące zabierania przez VIP-ów bliskich na pokład rządowych maszyn. To jednak nie uratowało sytuacji, marszałek wpadł bowiem w spiralę kłamstw, które niemal codziennie wyciągali mu dziennikarze. Z każdym dniem sytuacja była coraz gorsza. Kaczyński jednak uwierzył Kuchcińskiemu i nie zmienił decyzji o jego pozostaniu na stanowisku, aż się zorientował, że sam mógł przez niego zostać oszukany. Jednak czas mijał a partia rządząca ponosiła kolejne straty wizerunkowe.
Nawet czwartkowe oświadczenie dla prasy, gdy Kuchciński w obecności Kaczyńskiego ogłosił, że poda się do dymisji, było wizerunkową wpadką, a próba przykrycia lotów polityka PiS odgrzewaniem kotletów w postaci lotów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, o których powiedziano i napisano już niemal wszystko, co było możliwe, wyglądała dość rozpaczliwie. Było to zagranie w stylu propagandy TVP, ale urągało inteligencji nawet przeciętnego wyborcy.
Na tym tle układanka, którą przygotowały władze PiS, by uciec do przodu, wygląda na przemyślaną. Podjęto wiele sensownych kroków dla zaradzenia kryzysowi. Wybór Elżbiety Witek na marszałka rozwiązuje kilka kłopotów PiS na raz.
Po pierwsze przecina nasilający się konflikt w MSW, którym kierowała i – delikatnie rzecz ujmując – nie najlepiej sobie w nim radziła.
Po drugie PiS stawia na kobietę – osobę dość stanowczą, ale znacznie lepiej radzącą sobie w relacjach międzyludzkich niż Kuchciński. Witek jako rzeczniczka Beaty Szydło odbierała od dziennikarzy telefony, była bardzo kontaktowa.