„Zamknięcie" jest raczej unikalnym, amerykańskim zjawiskiem, biorącym się z konstytucyjnego rozdzielenia władzy w państwie, które ma zapewnić i wzajemną kontrolę, i konsensus między władzą ustawodawczą a wykonawczą. Ojcowie założyciele byli ludźmi rozsądnymi i nie przyszło im do głowy, że władzę mogą sprawować politycy gotowi wziąć obywateli za zakładników swoich sporów. Spór między Kongresem i prezydentem dotyczy sumy, która normalnemu człowiekowi może wydać się zawrotną. Chodzi o 5,7 mld dol., czyli mniej więcej tyle, ile wynosi roczny budżet Islandii czy Gwatemali, ale stanowi tylko promil rocznego budżetu Stanów Zjednoczonych.
Istnieje po angielsku zwrot „to chicken out" (zakurczaczyć się), czyli cofnąć się, poddać się. W klasycznym filmie z 1955 roku „Rebel without a cause" („Buntownik bez powodu") jest scena naśladowana potem ponoć przez tysiące nastolatków, w której aktor James Dean mierzy się z watażką lokalnego gangu: jadą na siebie samochodami i ten, który pierwszy skręci, jest tchórzem, czyli kurczakiem. Scena oczywiście kończy się śmiercią jednego z zawodników.
Podobne wrażenie można odnieść z obecnego kryzysu. Nikt nie chce nie tylko skręcić, ale nawet pierwszy mrugnąć. Pierwszy zaparł się prezydent, który oświadczył, że nie podpisze budżetu, jeśli nie dostanie swojej sumy na mur mający oddzielać USA od Meksyku. W ferworze dyskusji podawał wiele argumentów za tym, że bez muru Ameryka zginie. Mur ma bronić nas przed milionami imigrantów z Ameryki Południowej i Środkowej, ale też tysiącami terrorystów, którzy – wedle prezydenta – bezustannie przechodzą przez nieogrodzoną murem granicę długości ponad 3 tys. km.
Demokraci zaś utrzymują, że mur jest niepraktyczny, niemoralny i bezużyteczny. Rzeczywiście, większość nielegalnych mieszkańców USA nie przybyła tu na piechotę z południa, tylko przyjechała i przyleciała legalnie, aby już nigdy nie wyjechać. Jak chodzi zaś o terrorystów, to wiadomo tylko o sześciu, którzy próbowali przejść przez zieloną granicę. Ponieważ większość znanych terrorystów przyleciała samolotami, złośliwi mówią, że prezydent Trump powinien zabrać się do budowy kopuły nad całymi Stanami.
Sprawę komplikuje jeszcze dodatkowy polityczny kontekst: budowa muru była jednym z najpopularniejszych haseł wyborczych Trumpa, zwłaszcza że ten ku entuzjazmowi tłumów zaklinał się, że budowa nie będzie podatnika amerykańskiego nic kosztować, bo za wszystko zapłaci Meksyk. Meksyk nie zamierza wydać ani grosza na mur, a demokraci chcą udowodnić wyborcom Trumpa, że ich po prostu oszukał, mamiąc obietnicami bez pokrycia.