W ostatni piątek ruszył dodatkowy nabór na lekarskie specjalizacje. Biorą w nim udział lekarze, którzy nie dostali się na specjalizację z dziedziny priorytetowej w trybie rezydenckim, choć się o to starali. Dotyczy to 350 lekarzy. Nawet jeśli każdy zostanie przyjęty, w jesiennym postępowaniu pozostanie niewykorzystanych blisko 2 tys. rezydentur. A specjalistów brakuje. – Młodzi lekarze nie chcą robić specjalizacji związanych ze szpitalem. Powinniśmy zacząć od zachęt finansowych. Dziś dodatek na specjalizacjach deficytowych wynosi 700 zł. Powinno się go zdecydowanie podnieść – mówił w rozmowie z „Rz” Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Zabraknie onkologów
Lista specjalizacji priorytetowych liczy ponad 20 pozycji. Największy kryzys dotknął jednak specjalizacje związane z leczeniem nowotworów. W kraju specjalizację chirurgii onkologicznej i radioterapii mają zacząć po 24 osoby, a onkologii dziecięcej – osiem. To bardzo mało jak na przynajmniej 1,1 mln pacjentów onkologicznych.
– Te specjalizacje bardzo obciążają psychicznie. Pacjent przychodzi do onkologa wielokrotnie, często przez lata. Trudno nie stworzyć więzi. Część pacjentów udaje się wyleczyć, część trzeba będzie skierować do hospicjum – mówi Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy samorządu lekarskiego.
I podkreśla, że niechęć do specjalizacji onkologicznych bierze się też z ich uzależnienia od NFZ. Onkologia w prywatnym sektorze prawie nie istnieje. Ośrodków onkologicznych jest też niewiele.
Czytaj więcej
Zmieniły się zasady rekrutacji na medyczne specjalizacje, ale i tak wielu młodych lekarzy nie dostało się nigdzie, mimo wolnych miejsc.