Prawie 1,5 tys. młodych lekarzy nie rozpocznie żadnej specjalizacji. Poczekają przynajmniej pół roku. To wyniki ostatniej rekrutacji. Młodzi nie chcą specjalizować się w czymś, co nie wzbudza ich zainteresowania.
– To marnotrawienie kapitału ludzkiego. W kraju, w którym brakuje lekarzy, lepiej mieć dobrego internistę niż złego chirurga, który dostał się na specjalizację, bo na innych zabrakło miejsc – ocenia Damian Patecki z Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi.
Czytaj więcej
Resort chce zredukować część specjalizacji lekarskich, których mamy najwięcej w Europie. Zastąpią je umiejętności potwierdzane urzędowym certyfikatem.
Jednocześnie około tysiąca miejsc pozostaje wolnych – ze względu na to, że młodzi lekarze nie chcą zostać np. geriatrami czy patomorfologami. Czasem o braku zainteresowania rezydenturą decyduje opinia o placówce, w której miałaby się odbywać.
– Specjalizację w Polsce najczęściej można odbywać podczas rezydentury. Wówczas płaci za nią państwo. Jeśli szpital ma ogromne braki kadrowe, decyduje się zatrudnić lekarza. Wówczas młody lekarz może odbywać specjalizację na koszt placówki – mówi Damian Patecki. I dodaje, że w rekrutacji brakuje mechanizmu odwołań. Do ostatniej rekrutacji pula niewykorzystanych miejsc była dzielona między chętnych na specjalizacje bardziej oblegane. Na przykład jeśli na chirurgię i internę było po 20 miejsc, ale na chirurgię zgłosiło się tylko dziesięcioro chętnych, pozostałych dziesięcioro można było wykorzystać na popularną wśród młodych lekarzy internę.