Ostatnie wyczyny polskiej dyplomacji to istny chocholi taniec. Nie lada osiągnięciem było przecież doprowadzenie do sytuacji, w której wybór Polaka na jedno z trzech najważniejszych unijnych stanowisk zakończył się największą w historii naszego członkostwa w UE porażką wizerunkową.
Można teraz powtarzać: „miałeś, chamie, złoty róg, (...) ostał ci się ino sznur". Jednak z symbolicznym „sznurem" ostała się nie tylko władza, lecz my wszyscy. W tej sytuacji triumfalistyczna retoryka wielu opozycyjnych polityków wydaje się kompletnie nie na miejscu. Hołdowanie zasadzie: im gorzej, tym lepiej, stanowi w istocie przedłużenie polityki Prawa i Sprawiedliwości, które traktuje Unię jako dodatkową arenę wewnątrzpolitycznych wojenek.
Wszyscy, którym dzisiaj naprawdę zależy na zachowaniu chociaż części „złotego rogu", czyli członkostwa naszego kraju w Unii, zamiast cieszyć się z izolacji i kompromitacji Polski, winni się zastanowić, jak w obecnych warunkach można poprawiać jakość polskiej obecności w UE. Jak najefektywniej stworzyć przyczółki, które będzie można wykorzystać w momencie, gdy w Warszawie pojawił się ponownie proeuropejski i prounijny rząd.
Kultywowana bezsilność
Odpowiedź na to pytanie należałoby zacząć od rewizji postawy dominującej wśród sił identyfikujących się dzisiaj w Polsce jako prounijne. Opiera się ona dziś na założeniu, że za politykę naszego kraju w UE odpowiedzialna jest wyłącznie władza. Wszyscy pozostali zaś są skazani na bierną obserwację. Jedyne, co im pozostaje, to odreagowywanie swojej frustracji w zjadliwych recenzjach działań pani premier i jej ministrów.
Nie ulega wątpliwości, że to przede wszystkim polityka rządu decyduje o tym, w jaki sposób Polska funkcjonuje w ramach Wspólnoty. Unia Europejska wykracza jednak znacznie poza wymiar międzyrządowy. Istnieją instytucje wspólnotowe umożliwiające zaangażowanie bardzo różnych podmiotów i środowisk, takich jak organizacje pozarządowe, biznes, samorządy lokalne. W parlamencie europejskim reprezentowane są różne siły polskiej sceny politycznej. Prounijna opozycja ma więcej posłów niż PiS, przy czym należą oni do dużo silniejszych niż partia rządząca grup politycznych (Europejskiej Partii Ludowej i Partii Europejskich Socjalistów).