– Do każdej kampanii dokładam jakieś 100 tys. zł – mówi Janusz Korwin-Mikke, jeden z 23 chętnych do walki o prezydenturę, którzy zgłosili się do Państwowej Komisji Wyborczej (wnioski sześciu z nich odrzuciła).
Realną szansę na zwycięstwo mają dwaj: Bronisław Komorowski (PO) i Jarosław Kaczyński (PiS). Co kieruje innymi?
[srodtytul]Długi marsz[/srodtytul]
Korwin-Mikke, założyciel Unii Polityki Realnej, brał udział w niemal wszystkich wyborach po 1990 r. (w pierwszych nie został oficjalnym kandydatem, bo nie zebrał wymaganej liczby podpisów). Jego najlepszy wynik to 2,4 proc. W tym roku sondaże też nie dają mu wielkich szans (ok. 2 proc.). Mimo to chce wydać na kampanię równowartość mieszkania w małym mieście. Dlaczego? – Przecież ja tego nie robię dla siebie, tylko dla Polski. Widocznie mnie stać, gdyby mnie nie było stać, to bym tego nie robił – twierdzi.
Jego dawny współpracownik z UPR: – Wybory to całe jego życie. Jest prawdziwym politykiem, chociaż niespełnionym. Ma duże parcie na szkło, w telewizji go nie pokazują, podczas wyborów – muszą. Poza tym nie można powiedzieć, że jego walka jest bezcelowa. Dzięki niemu w myśleniu Polaków jest więcej liberalizmu gospodarczego.