Debata odbędzie się o 18:30 w poniedziałek, a nie o 20:30. Samo przesunięcie godziny wywołało spekulacje wśród polityków opozycji, że PiS debaty się obawia i chce poprzez przesunięcie godziny obniżyć jej oglądalność. – To nie tak. Wcześniejsza godzina sprawi, że więcej osób starszych obejrzy debatę – słyszymy z klubu PiS.
Jak wyglądają nastroje w sztabach przed debatą? Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że głównym celem premiera Mateusza Morawieckiego – który będzie reprezentował w debacie partię rządzącą – jest uniknięcie nadmiernych wstrząsów przy spodziewanej ostrej wymianie ciosów. – Chcemy utrzymać aktualny kurs. Remis w debacie wystarczy – słyszymy z okolic PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego ma w ostatnich dniach kampanii skupić się m.in. na mobilizacji niezdecydowanych. Jak wynika z naszych rozmów, PiS ma dokładne badania, które wskazują, na jakich płaszczyznach można spróbować do tej grupy dotrzeć na tej ostatniej prostej.
Czytaj więcej
Donald Tusk przegra w przedwyborczej debacie w TVP tylko w razie totalnej kompromitacji. A na to chyba PiS liczyć nie może.
Politycy PO, z którymi rozmawialiśmy, nie spodziewają się przełomu, który może wywołać debata. Jak powiedział nam jeden z wysoko postawionych polityków PO, sukces już został osiągnięty – bo opozycja może mówić, że Kaczyński „uciekł” przed debatą z Donaldem Tuskiem. A sam Tusk ma trzymać się własnego przesłania kierowanego do wyborców oglądających najczęściej TVP.
Lewicę będzie w debacie reprezentowała Joanna Scheuring-Wielgus, Trzecią Drogę Szymon Hołownia, Konfederację Krzysztof Bosak, Bezpartyjnych Samorządowców Krzysztof Maj. Szczególnie dla mniejszych komitetów – Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców – debata może być okazją. Dla Konfederacji przede wszystkim na ożywienie końcówki kampanii. Sztabowcy różnych partii, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni, że wewnętrzne badania pokazują słabnięcie Konfederacji w ostatnich miesiącach. Nasi rozmówcy z Bezpartyjnych Samorządowców przyznają, że liczą na debatę, a nawet swoistą powtórkę „efektu Zandberga” z 2015 roku. Chcą pokazać się jako środowisko „Polski normalnej” z uderzeniem w duopol PO-PiS. Ale w podobne nuty będzie też niewątpliwie uderzał Szymon Hołownia.