Wtedy dopiero personel pokładowy zatrzymał pasażera na gapę i przekazał go policji, która go szybko zwolniła. Zachęcony takim rozwojem sytuacji spróbował ponownie, tym razem na trasie Monachium - Sztokholm. I też się udało, bo nie wszystkie miejsca w samolocie były zajęte.
W Sztokholmie postanowił zostać na pokładzie i tą samą maszyną wrócić do Monachium. I wtedy wpadł, bo zauważył go personel pokładowy. Okazało się także, że cały czas miał ze sobą nóż.
Ale do Monachium i tak poleciał, tym razem oficjalnie, bo do samolotu Lufthansy wsadziły go szwedzkie służby. Po wylądowaniu odebrała go niemiecka policja. Postawiono mu zarzuty latania na gapę i złamania zasad obowiązujących na lotniskach. I zwolniono.
Monachijskie lotnisko sprawdza teraz jak to było możliwe. A policja sprawdza lotnisko.
Nieskuteczne zabezpieczenia
Nie ujawniono jednak w jaki sposób norweski amator podróży lotniczych zdołał, i to dwukrotnie, ominąć bramki. Tak, jak na wielu innych lotniskach, tak i w Monachium każdy pasażer musi zeskanować kod z karty pokładowej. Dopiero wówczas bramka się otwiera i umożliwia przejście. Najprawdopodobniej Norweg ustawiał się bardzo blisko legalnie przechodzącego pasażera i przemieszczał się razem z nim. Musiał to zrobić dwukrotnie przy każdej podróży: przed kontrolą bezpieczeństwa i przed wejściem na pokład. Ale to są tylko spekulacje.