Otwarte pogróżki pod adresem Danii, które w ostatni weekend wygłosił Michaił Wanin, rosyjski ambasador w Kopenhadze zbulwersowały duńską opinię publiczną i wywołały zdecydowaną odpowiedź dowódcy sił NATO w Europie gen. Philipa Breedlove'a. To jednak tylko ostatni z długiej serii przykładów zastraszania północnoeuropejskich sąsiadów Rosji. Spośród państw nordyckich tylko Norwegia i Dania należą do NATO, jednak z punktu widzenia Moskwy cała Skandynawia należy do amerykańskiej strefy interesów i w razie konfliktu w regionie Morza Bałtyckiego byłby traktowany jako obszar nieprzyjazny.
Dania była już celem „ćwiczebnych ataków" lotnictwa rosyjskiego. Według danych wywiadu duńskiego (DDIS) największe manewry tego typu odbyły się lipcu zeszłego roku gdy rosyjskie samoloty uzbrojone w ostra amunicję symulowały zniszczenie wyspy Bornholm. Od tego czasu rosyjskie samoloty co najmniej kilkadziesiąt razy naruszały przestrzeń powietrzną Danii testując szybkość reakcji lotnictwa duńskiego i działanie systemu obrony przeciwlotniczej.
Podobnym prowokacjom poddawane są także Szwecja, Finlandia i Norwegia – jedyny nordycki członek NATO graniczący z Rosją. Dziś to może wydawać się wręcz szaleństwem, ale sześć lat temu rząd Norwegii uznał, że powrót zimnej wojny jest na tyle nieprawdopodobny, że zdecydowała się na wydzierżawienie Rosji bazy okrętów podwodnych Olavsvern tuż przy granicy z Rosją.
Jak wielkim było to błędem okazało się 16 marca, gdy na polecenie prezydenta Putina rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły tuż przy norweskiej granicy wielkie manewry marynarki, lotnictwa i sił lądowych. Wprawdzie zgodnie z umową Rosja może w dzierżawionej bazie utrzymywać jedynie statki badawcze, jednak po pierwsze „misje naukowe" mogą kryć całkiem inne zadania rozpoznawcze, po drugie zaś wykuta w skałąch i doskonale chroniona baza nie może być wykorzystywana przez jednostki NATO.
Swój własny błąd w dziedzinie obronności naprawili pospiesznie Szwedzi, którzy w marcu 2014 r. zainstalowali jednostki wojskowe i eskadrę myśliwców JAS-39 Gripen na Gotlandii. Szwedzkie dowództwo uznało, że ta leżąca prawie na środku Bałtyku wyspa nie może pozostać bez ochrony, mimo iż w latach 90. została de facto zdemilitaryzowana. Była to tez odpowiedź na krytykę ze strony mediów, które wytykały siłom zbrojnym kompromitujące wpadki takie jak zignorowanie w kwietniu 2013 r. symulowanego ataku bombowców Tupolev Tu-22M3 na Sztokholm, albo niemożność odnalezienia rosyjskiej łodzi podwodnej, która w październiku ub. r. penetrowała szwedzkie wody przybrzeżne.