Najwięcej dzieci rodzi się na Kaszubach

W powiecie kartuskim rodzi się najwięcej dzieci w Polsce. Wielodzietności sprzyja nie tylko tradycyjna kultura.

Aktualizacja: 08.02.2016 06:25 Publikacja: 07.02.2016 18:14

Najwięcej dzieci rodzi się na Kaszubach

Foto: 123RF

Naukowcy i samorządowcy mają problem z wytłumaczeniem tego fenomenu. W powiecie kartuskim wskaźnik pokazujący, ile nowo narodzonych dzieci przypada na kobietę w wieku rozrodczym, wynosi 1,81 i jest bezapelacyjnie najwyższy w Polsce. W kraju tzw. współczynnik dzietności wynosi średnio marne 1,29.

Jak to się robi na Kaszubach? Na wysoki poziom rozrodczości, szczególnie w okolicach Kartuz, złożyło się wiele czynników, głównie natury gospodarczej i kulturowej – oceniają eksperci, których zapytała „Rzeczpospolita". Nie funkcjonują tu żadne szczególne administracyjne ani finansowe zachęty dla rodzin.

Moda plus tradycje

Powiat kartuski jest niezwykle zróżnicowany. Jakby zawierał w sobie dwa różne światy. Od wschodu graniczy z Gdańskiem i Gdynią. W jego granicach znajdują się „sypialnie" Trójmiasta, nowe osiedla mieszkaniowe, w takich miejscowościach jak Banino czy Chwaszczyno. Dobre skomunikowanie z Trójmiastem powoduje, że dość zamożni i dobrze wykształceni mieszkańcy tych terenów pracują w Gdańsku i Gdyni, tam zawożą dzieci do przedszkoli i szkół. Choć, formalnie rzecz biorąc, są to tereny wiejskie, próżno tam szukać gospodarza wyprowadzającego krowy na pastwisko.

Sytuacja zmienia się diametralnie po drugiej, zachodniej stronie powiatu. Nagle, po 15 minutach jazdy samochodem, można się znaleźć w sercu Szwajcarii Kaszubskiej, w Chmielnie, Stężycy czy Sulęczynie. To tradycyjne wsie, w których mieszkańcy utrzymują się głównie z roli i turystyki. Wśród nich nie brakuje takich, którzy na co dzień porozumiewają się w języku kaszubskim i mieszkają tu „z dziada, pradziada".

Rozwój gospodarczy, rodząca się moda na Kaszuby i tradycje miejscowych – to, zdaniem starosty powiatu kartuskiego Janiny Kwiecień, główne powody „sukcesu prokreacyjnego" w powiecie kartuskim.

W 1999 r. w powiecie mieszkało 98 tys. osób, dziś jest to już 126 tys. – tłumaczy starosta. Jej zdaniem coraz więcej rodzin sprowadza się tu w poszukiwaniu ciekawego kulturowo, ładnego i spokojnego miejsca do życia. – Co prawda domki letniskowe mieszkańcy Trójmiasta mieli tu od zawsze, ale teraz widzę nowy trend. Ludzie z Trójmiasta chcą tu mieszkać na stałe. Odkrywają Kaszuby, które wciąż dla wielu pozostają nieodkryte.

Tym bardziej że wyprowadzka za miasto nie musi w tym przypadku oznaczać kompletnego odcięcia się od miejskiego stylu życia. Komunikacja z Trójmiastem jest na tyle sprawna, że nie trzeba rezygnować z wyjścia do kina czy teatru. Dlatego kolejne połacie Kaszub są zajmowane przez trójmiejskich „osadników". Deweloperzy lokują swoje inwestycje już nie tylko w miejscowościach graniczących z Trójmiastem. Postępują coraz dalej.

Wiem, że są bezpieczne

Przykładem takich „imigrantów" jest rodzina Justyny i Wojciecha Walczaków. Mają dziesięcioro dzieci. Osiem lat temu sprowadzili się z Gdańska do Banina, gdzie mieszkają w bliźniaku z ogrodem.

– Mając dużą rodzinę, chcieliśmy mieć dom. Za cenę naszego mieszkania w Gdańsku nie kupilibyśmy tam żadnej działki. A tu za te same pieniądze mogliśmy kupić ziemię i się wybudować – pani Justyna z wykształcenia jest lekarką, a także autorką książki „Dom pełen kosmitów", w której opowiada o swojej 12-osobowej rodzinie.

Po przeprowadzce urodziła czwórkę dzieci. Przyznaje, że mieszkanie poza miastem ma swoje mankamenty, głównie konieczność dowożenia dzieci do szkół albo na inne zajęcia. Ale plusy są nie do przecenienia.

– Kiedy widzę moją gromadkę, jak z innymi dziećmi bawi się na podwórku, wiem, że są bezpieczne, że są u siebie. W mieście było inaczej. Przeszkadzały sąsiadom. Na pewno tu jest bardziej przyjazne środowisko do wychowywania dzieci.

Justyna Walczak przyznaje, że u niej w Baninie, w nowo wybudowanych bliźniakach, rodzina z trójką, czwórką dzieci nie jest niczym wyjątkowym. Wspomina, że jednak nie czuje, żeby mieszkała na wsi.

– Mamy tu czerwony autobus do Gdańska, z codziennym dojazdem do pracy nie ma żadnego kłopotu.

Socjolog: zakorzenienie, trwałość osadnicza

– Wielodzietność na Kaszubach bierze się również z tradycyjnej kultury, religijności i silnych więzi rodzinnych – twierdzi starosta Janina Kwiecień.

20 kilometrów na zachód od bliźniaka Walczaków leży Sianowo. Niewielka, typowo kaszubska wieś, w której ludzie mieszkają od wielu pokoleń. Wokół jeziora i lasy, łąki i pola uprawne. Wioska słynie z sanktuarium Matki Boskiej Sianowskiej Królowej Kaszub. Co roku przybywają tu pielgrzymi ze wszystkich zakątków Kaszub – w strojach ludowych, ze sztandarami.

– Nie ulega wątpliwości, że społeczności głęboko zakorzenione, zintegrowane, przyjmują strategie, które premiują wysoki stopień prokreacji – stwierdza prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog, od lat specjalizujący się w badaniu społeczności Kaszub. – Jednak sprawdza się to tylko w ujęciu statystycznym. Chodzi mi o to, że również Kaszubi są wewnętrznie zróżnicowani i przyjmują różne postawy. Ale, generalnie rzecz biorąc, istnieje wyraźna zależność: im wyższy stopień deklaracji etnicznej, tym wyższy wskaźnik urodzeń.

Kolejne pojęcie przywołane przez prof. Obrachta-Prondzyńskiego to „trwałość osadnicza". Rzeczywiście, na Kartuzach mówi się, że wystarczy rzucić kamieniem w tłum, żeby trafić w kogoś o nazwisku Formela, Hirsz albo Konkel.

Obecność dużej rodziny, która mieszkając w tym samym miejscu od pokoleń, zawsze ma jakiś majątek, choćby nieduży, daje poczucie bezpieczeństwa. To z pewnością ma wpływ na podejmowanie decyzji o kolejnym dziecku. Jeśli zaś chodzi o religijność – to również może mieć wpływ, jednak nie należy tego bezpośrednio łączyć z niechęcią do stosowania środków antykoncepcyjnych.

Przekonuje, że gdyby tak było, to również w innych „religijnych" regionach, np. na Podkarpaciu czy Podlasiu, mielibyśmy wysoki przyrost naturalny. A tymczasem mamy go tylko na Kaszubach (choć i tu jest nieco za niski, by zapewnić pełną zastępowalność pokoleń).

Socjolog przyznaje, że problem emigracji nigdy nie omijał Kaszubów, wręcz przeciwnie, często wyjeżdżali za chlebem – i czynią to do dziś. Ale w przeciwieństwie do innych regionów kraju nie występuje tu zjawisko wyludniania wsi.

– Moja ciocia mawiała że „Kaszëbi to je rëchlëwi nôród". W wielu znaczeniach tego słowa – śmieje się profesor, który pochodzi ze znaczącego kaszubskiego rodu.

Naukowcy i samorządowcy mają problem z wytłumaczeniem tego fenomenu. W powiecie kartuskim wskaźnik pokazujący, ile nowo narodzonych dzieci przypada na kobietę w wieku rozrodczym, wynosi 1,81 i jest bezapelacyjnie najwyższy w Polsce. W kraju tzw. współczynnik dzietności wynosi średnio marne 1,29.

Jak to się robi na Kaszubach? Na wysoki poziom rozrodczości, szczególnie w okolicach Kartuz, złożyło się wiele czynników, głównie natury gospodarczej i kulturowej – oceniają eksperci, których zapytała „Rzeczpospolita". Nie funkcjonują tu żadne szczególne administracyjne ani finansowe zachęty dla rodzin.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
Co 16. dziecko, które rodzi się w Polsce, jest cudzoziemcem. Chodzi o komfort życia?
Społeczeństwo
Niemcy: Polka i jej syn z zarzutami za przemyt migrantów
Społeczeństwo
Młody kierowca upilnuje 17-latka na drodze? Wątpliwe, sam lubi przycisnąć gaz
Społeczeństwo
Czy oprawcy z KL Dachau wciąż żyją? IPN zakończył śledztwo
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Społeczeństwo
Załamanie pogody: W tych miejscach dziś i jutro spadnie śnieg. IMGW ostrzega