Wiele samorządów tak zaplanowało budżety na 2012 r., jakby wszystkie sześciolatki miały być w szkołach. – Zapowiedź MEN powoduje chaos – mówi Filip Szatanik, zastępca dyrektora z krakowskiego Urzędu Miasta.
Kraków liczył, że we wrześniu do szkół pójdzie 6 tys. sześciolatków. Ile z nich rodzice zdecydują się posłać? Nie wiadomo. W tym roku uczy się w pierwszych klasach 2 tys. z ok. 8 tys. maluchów.
– Przez dwa lata przekonywaliśmy rodziców, że to dobry pomysł. Prowadziliśmy kampanię "Sześciolatku, nie trać roku!". Wydawaliśmy poradniki, ulotki, plakaty – opowiada Szatanik. Kosztowało to miasto blisko 40 tys. zł.
Nie tylko Kraków inwestował w promocję reformy. – Rodzice nowego rocznika dzieci staną przed dylematem: posłać dziecko do szkoły czy nie. Dodrukujemy więc poradnik, który już wcześniej rozdawaliśmy. Dodruk 20 tys. egzemplarzy będzie nas kosztował ok. 30 tys. zł – mówi Beata Murawska, zastępca dyrektora Biura Edukacji Miasta Stołecznego Warszawy.
Ile dotąd stolica wydała na akcje informacyjne? – Trudno to oszacować. Każda dzielnica robiła konferencje, spotkania i warsztaty dla rodziców. Wszystko po to, by jak najwięcej sześciolatków rozpoczęło naukę – opowiada Murawska. Efekt? Niemal co drugi stołeczny maluch (6 tys.) uczy się w pierwszej klasie.
– Jestem po spotkaniu z dyrektorami łęczyckich podstawówek; są rozczarowani decyzjami MEN – mówi z kolei Krystyna Pawlak, sekretarz Unii Miasteczek Polskich, wicestarosta powiatu łęczyckiego. – Pytają, jak mają zmienić front i mówić rodzicom, że jednak wcale nie trzeba posyłać sześciolatków w 2012 r. do szkoły.