Wiemy, kto poparł kandydatów do KRS, i potwierdziło się kilka hipotez. Pierwsza, że poparcia w terenie zabrakło i kandydatów ratowali sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości. Rafał Puchalski (z Sądu Rejonowego w Jarosławiu wkrótce trafi do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego) podpisał się pod dziewięcioma kandydaturami, a sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka, która poparła pięciu sędziów, przyznała, że nie zna wszystkich, którym dała poparcie. Wynika z tego, że Ministerstwo Sprawiedliwości odegrało kierowniczą rolę w procederze. To potwierdza zarzuty o „sędziowską spółdzielnię" z MS. Podpisy zbierano na listach in blanco, a nowa KRS miała reprezentować niedoceniane sędziowskie „doły".
Po drugie, wycofane poparcie. Grupa sędziów cofnęła je Leszkowi Mazurowi, on zaś to uszanował i tych podpisów nie wzięto pod uwagę. Nie miał jednak kłopotu, bo zebrał 40 podpisów, czyli o 15 więcej, niż wymagano. Inna była sytuacja sędziego Macieja Nawackiego. Przedłożył 28 podpisów, w tym własny oraz żony, i nie uwzględnił prośby czworga sędziów, by ich podpisy wycofać, o co prosili na długo, nim jego pełnomocnik złożył listę w Sejmie. Twierdził, że nie może tego zrobić. Przykład sędziego Mazura pokazuje, że tak nie jest, a ukrycie przed marszałkiem Sejmu cofnięcia poparcia to rzecz prawa karnego i prokuratury.
Czytaj też: