Uchwaliliśmy tę ustawę z miłości do ojczyzny, więc można ją nazywać ustawą walentynkową – przekonywał niedawno wiceminister sprawiedliwości Marek Wójcik, nawiązując do daty wejścia w życie nowego prawa. Pominął, że to też data wybuchu wojny polsko-bolszewickiej czy zwodowania pancernika Bismarck. Nie mam więc pewności, czy jest on przekonany do tego, co mówi – chyba że po prostu tak bardzo różnimy się w ocenie tego, co jest miłością i czemu sędziowie, których ustawa objęła 14 lutego, mówią o niej represyjna (ci bardziej oględni w słowach) lub kagańcowa (ci mniej umiarkowani). Więc to specyficzna „miłość".
Gdy szukałem wyjaśnienia tej drastycznej różnicy, przypomniał mi się hit grupy Happysad „Zanim pójdę": „Miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość, kiedy jedno płacze – a drugie po nim skacze".
Czytaj także: Ustawa kagańcowa wchodzi w życie. To test dla niepokornych prawników
Coś w tym jest. W ustawie kagańcowej widać bowiem chęć przejęcia przez rządzącą większość kontroli nad kolejnymi przyczółkami władzy sądowniczej. Rzecznicy dyscyplinarni czekają. Na przykład na to, czy sędziowie dochowają obowiązku ujawnienia, do jakich stowarzyszeń i partii należeli przed objęciem urzędu. Partie to jedno, ale harcerstwo, SKO, szkolne kółko szachowe, oaza to nie przesada? A jeśli jest się członkiem stowarzyszenia dla chorych na jakąś chorobę?
Ale nie to jest największym problemem ustawy kagańcowej, lecz to, że uchwalono ją mimo zarzutów naruszania prawa europejskiego (więc część sędziów będzie ją z tego powodu pomijać w orzekaniu) i głosów krytyki z kraju i z zagranicy. Mimo groźby kolejnych kłopotów z Komisją Europejską i Trybunałem w Luksemburgu. Władza obrała kurs kolizyjny i mimo wszystkich wezwań „Pull Up" nie chce z niego zejść. Ponieważ wkrótce wybory prezydenckie, a elektorat uwierzył w opowieść, że sądy są złe i wymagają gruntownej reformy (owszem, wymagają, ale nie w sferze kadrowej, lecz złych procedur), to ostrego kursu trzeba się trzymać, a co będzie potem – zostawimy na potem, bo po co się teraz przejmować?