Europejski Nakaz Aresztowania to instytucja, która pojawiła się w polskim prawie w 2004 r. Jak pan ocenia jej działanie?
Bez wątpienia to instrument bardzo przydatny i efektywny. Przydatny, bo pozwolił na zastąpienie różnych procedur ekstradycyjnych między państwami Unii Europejskiej jedną procedurą karną (ten mechanizm działa także na podstawie umów dwustronnych między UE a państwami, które nie są w Unii, np. Islandią lub Norwegią). ENA został wprowadzony dyrektywą ramową Rady Unii Europejskiej z 2002 r., a następnie implementowany do kodeksu postępowania karnego.
W mechanizmie tym dochodzi do przekazywania osób ściganych lub skazanych będących na terenie państwa UE na wniosek organu sądowego danego państwa. Mechanizm ten jest efektywny, bo jest uproszczony, a jego uproszczenie wynika z funkcjonowania jednego systemu wartości w państwach UE, co z kolei skutkuje wzajemnym uznawaniem orzeczeń wydawanych w państwach członkach Unii, co skraca w sposób istotny całą procedurę wydania danej osoby ściganej do toczącego się postępowania lub skazanej – celem wykonania kary pozbawienia wolności. O ile się nie mylę, średni czas wykonania ENA to 50 dni, a procedura ekstradycyjna normalna to nawet kilka lat. Nic dziwnego, że moja ocena jest oczywiście pozytywna, choć po tzw. reformach dokonywanych od 2018 r. kilkukrotnie sądy unijne (np. w Holandii) miały problem z tym, czy istnieją dalej podstawy do uznawania orzeczeń wydanych w Polsce, z uwagi na problem instytucjonalnego niszczenia niezależności sądownictwa.
Czytaj więcej
Rozmowa z Mariuszem Paplaczykiem, adwokatem
Dziś coraz częściej obywatele polscy, którzy popadli w konflikt z prawem, uciekają za granicę, w różne miejsca. Ich decyzje, że nie chcą wracać do kraju na podstawie ENA, mogą zablokować ich ściągnięcie? Czy wydłużyć jedynie termin powrotu do kraju?