Jakie wnioski płyną dla pana z opublikowanych maili ministra Michała Dworczyka, w których pisze do premiera, że z prezes Julią Przyłębską omówił trzy sprawy zawisłe w TK?
Mniejsze znaczenie przykładałbym, gdyby rozmawiali o muzyce, kulinariach itp. Nawet gdyby chodziło tylko o rozmowę o terminach rozpraw, a nie istotę rozstrzygnięcia w tych trzech sprawach, co powyższy mail zdaje się sugerować, to taki kontakt jest niedopuszczalny. Może wywołać wrażenie, że to jakieś ukryte porozumienie między władzą sądowniczą a wykonawczą, co jest druzgocące dla wizerunku niezależności sądów, a przede wszystkim narusza zasadę odrębności i niezależności władzy sądowniczej wysłowioną w art. 173 Konstytucji RP.
Ogląd i wrażenia to raz, a prawo to dwa.
Oczywiście rozmowa o wszelkich okolicznościach zawisłych przed TK spraw stawia prezes TK (czy prezesa jakiegokolwiek sądu) przed ryzykiem co najmniej odpowiedzialności dyscyplinarnej (vide casus prezesa SO w Gdańsku w 2017 r. rozmawiającego o terminie rozprawy z osobą podającą się za pracownika Kancelarii Premiera). Niestety, nie jest to pierwszy wypadek po 2016 r. takich kontaktów. Już wcześniej media ujawniały wizyty posła Mularczyka i ministra Kamińskiego w zamkniętej części TK, dostępnej wyłącznie dla sędziów.
Za pana czasów w Trybunale ich nie było?