Barbara Nowacka, minister edukacji narodowej, zapytana o spór ministerstwa z Kościołem w sprawie zmian dotyczących lekcji religii w szkołach, oświadczyła, że „to jest wycie o kasę", bo Kościół widzi, że został mu przykręcony kurek z pieniędzmi, które za czasów PiS ochoczo płynęły za przysługi wyborcze. Jeśli nawet coś w tym jest, to minister niedopuszczalnie upraszcza problem, jaki wywołuje jej rozporządzenie, które ma obowiązywać już od 1 września. Dotyczy ono bowiem milionów posyłanych na religię dzieci i nastolatków, ich rodziców, dziadków i opiekunów.
Obywateli, którzy po trzydziestu latach peerelowskiego zesłania nauki religii ze szkół publicznych do parafialnych salek odzyskali prawo do nauki religii w szkołach dzięki szybkiej decyzji pierwszego rządu III RP Tadeusza Mazowieckiego. Już ponad trzydzieści lat korzysta z niego przytłaczająca większość uczniów.
Czytaj więcej
Sąd Najwyższy opublikował na swej stronie internetowej skan postanowienia Trybunału Konstytucyjnego zawieszającego stosowanie rozporządzenia MEN w sprawie lekcji religii. Wydały je trzy osoby.
Już na placu Zamkowym w Warszawie oprotestowało zmiany w nauczaniu religii w szkołach kilkuset świeckich katechetów obawiających się zwolnień z pracy, a także Konferencja Episkopatu Polski oraz władze kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Nie przeprowadzono z nimi właściwej konsultacji, co gwarantuje choćby art. 12 ustawy o systemie oświaty, wskazujący że warunki i sposób wykonywania przez szkoły nauki religii na życzenie rodziców określa szef MEN w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i innych kościołów i związków wyznaniowych.
Z kolei po ich petycji prof. Małgorzata Manowska, pierwsza prezes Sadu Najwyższego, wystąpiła do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie konstytucyjności rozporządzenia MEN. Spodziewam się, że Trybunał Konstytucyjny przychyli się do jej wniosku o szybkie rozpatrzenie sprawy.