Katarzyna Batko-Tołuć: Nielegalne winogrona

Społeczeństwo obywatelskie musi być mądrzejsze niż politycy.

Publikacja: 28.08.2024 04:30

Katarzyna Batko-Tołuć: Nielegalne winogrona

Foto: Adobe Stock

Zawsze uważałam, że procedury publicznych konkursów dla organizacji społecznych i w ogóle relacje świata organizacji i władzy są tematem środowiskowym, niszowym i po prostu nudnym dla opinii publicznej. Ale okazało się, że i taki temat może być wieloletnim hitem medialnym. Jeśli ktoś umie go „wypromować”.

Od lat słychać lamenty nad jakością debaty publicznej. A to, że płytka i zdominowana przez media społecznościowe. A to, że promująca autorytety, których główną umiejętnością jest zaistnienie w debacie publicznej. A to, że podejmuje niewłaściwe tematy – głównie sensacyjne. A to, że niekonsekwentna i krzykliwa. Ja, gdybym miała dołączyć do tego zawodzenia, powiedziałabym, że problemem debaty jest brak niuansowania i żądanie od decydentów prostych rozwiązań. Który lub która z nich odważy się na coś nietypowego, ryzykownego i niezgodnego z dominującą linią narracyjną własnego obozu politycznego? A po rządach Prawa i Sprawiedliwości jest o tyle gorzej, że akurat ta partia miała odważne pomysły. I wiele z nich „wypaczyła”. Być może pogrzebała na zawsze.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Rzetelna informacja budzi sumienie

Czy dotacje na wille naprawdę są złe?

Co mam na myśli? Właśnie ten nudny niegdyś temat finansowania organizacji społecznych. W 2015 r. PiS wszedł przebojowo z nową narracją o sposobach finansowania działań społecznych. I wiele organizacji patrzyło na to z uznaniem.

Trudno się dziwić. W końcu jakaś władza zauważała potrzebę inwestowania w stabilność instytucjonalną organizacji społecznych. Wykończone projektowym finansowaniem organizacje, które opowiadały o koszmarach związanych z tłumaczenia się urzędnikom z każdego kilograma winogron na konferencjach, gdyż w budżecie nie było napisane „zakup owoców”, nagle miały zostać potraktowane z szacunkiem.

Kolejne pomysły dofinansowywania lokali i budynków też były dobrym pomysłem. Własny lokal to dla organizacji pomoc w przetrwaniu trudnych czasów. Ma czym gwarantować pożyczki. Może na nim zarabiać. Może działać w kryzysie.

A przecież odbiorcy pomocy wielu organizacji nie mogą czekać, aż państwo czy samorząd wypłaci dotację – co czasem dzieje się z opóźnieniem, zostawać dwa miesiące w roku bez pomocy – gdyż dofinansowanie jest na dziesięć miesięcy w roku czy być pozbawieni pomocy na rok, gdyż organizacja nie otrzymała dotacji.

Państwo i samorząd oddało część usług organizacjom i sprawa załatwiona. To ból głowy organizacji jak przetrwa kryzysy przez to państwo czy samorząd wywoływane. Tak! Trzeba to powiedzieć. Wsparcie na inwestycje mogłoby dobrze stabilizować sytuację samoorganizacji obywatelskiej na rzecz rozwiązania problemów społecznych. Wille byłyby dobre.

Oczywiście taki majątek nie mógłby być przekazywany na zawsze i bezwarunkowo. Ale przecież to można jakoś wymyślić. Nie tak jak Zjednoczona Prawica. Wydaje się, że niestety, nie tylko pogrzebała swoje pomysły, ale debatę o takim wsparciu na wiele lat.

Co gorsze, nic nie wskazuje na to, że w razie gdyby ktoś mądry i odważny się pojawił i zaczął temat ponownie rozważać, nie podniesie się jazgot, w którym prym będzie wiodła właśnie Zjednoczona Prawica. Czy ktoś jeszcze w kraju myśli o dobru wspólnym?

Działalność społeczna to nie działalność administracji

Inna pogrzebana kwestia to wszelka elastyczność finansowania. A przecież istota działalności społecznej polega na tym, że właśnie jest bardziej dopasowana do potrzeb, reakcja na kryzysy jest szybsza i odważniejsza.

Właśnie ukazał się raport Najwyższej Izby Kontroli z kontroli Funduszu Patriotycznego. Oprócz skandalicznych faktów typu trzydziestopięcio- metrowa kawalerka zakupiona na „centrum konferencyjno-szkoleniowe” pojawiają się sprawy mniejszej wagi. NIK dokładnie sprawdziła, czy każdy pokryty wydatek został przewidziany w budżecie projektu. I tu już mam wątpliwość. Bo to mi przypomina momentami te wspomniane „winogrona”. Każdą rzecz można wyolbrzymić do rozmiarów skandalu i trochę mnie martwi, gdy dużym przewinieniom w debacie towarzyszą rzeczy mniej jednoznaczne.

Doświadczenie i innowacyjność nie zawsze idą w parze

Z kolei Ministerstwo Sprawiedliwości właśnie poddało konsultacjom projekt zmian rozporządzenia o Funduszu Sprawiedliwości. Wygląda na to, że głównym sposobem na uszczelnienie jest większa szczegółowość systemu oceny i kontroli. Po tym, co się działo z tym Funduszem, to zrozumiałe. Ale mam obawy, że system się bardzo usztywni.

Niestety nie ma złotego środka na przyznawanie dotacji ze środków publicznych. Po wyeliminowaniu nepotyzmu i kolesiostwa wciąż pozostaje wiele wyzwań. Takim wyzwaniem jest nie tylko jakość ekspertów oceniających projekty, ale też ich – bardzo eksperckie – przekonania. Wpływ czynnika ludzkiego jest faktem. Kilkanaście lat temu pewna doświadczona ekspertka powiedziała na jednym ze spotkań, że jej zdaniem projekty trzeba losować. Prawdopodobieństwo dofinansowania właściwej instytucji jest takie samo jak w konkursie. A losowanie jest znacznie tańsze.

Wszyscy obecni uważali to za prowokację intelektualną. Ale ja się z nią trochę zgadzam. Bo teraz Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje zarówno punkty za doświadczenie, jak i za innowacje. I powiela kolejny koszmarek fundowany organizacjom. Wciąż trzeba wymyślać innowacje, nawet jeśli coś robi się dobrze i dokonuje w razie potrzeby drobnych korekt.

Oczywiście rozumiem dylemat Ministerstwa Sprawiedliwości. Jeśli tylko doświadczenie się liczy, system nie dopuszcza nowych podmiotów i innowacji. To jednak oznacza jeszcze więcej niejednoznaczności w ocenach ekspertów. Może zatem losowanie?

A na serio. Sądzę, że trzeba zauważyć podnoszoną dawniej bolączkę – publiczne finansowanie powoduje powielanie rozwiązań mało ryzykownych. Bo innowacje mogą się nie udać. To kto zaryzykuje? Być może warto przeznaczyć jakąś osobną pulę środków na innowacje i pogodzić się z tym, że na ich efekty lub korekty będzie trzeba dłużej poczekać?

Dobrze, że sami o siebie zadbaliśmy

Organizacje społeczne zawsze były wykorzystywane przez różnego typu hochsztaplerów. Dlatego przez wiele lat w badaniach organizacji prowadzonych przez Stowarzyszenie Klon Jawor i w codziennych doświadczeniach organizacji okazywało się, że słowo „fundacja” kojarzy się z przekrętem.

Teraz wizerunek nie jest jednoznaczny. Z jednej strony mamy „bohaterskie organizacje społeczne walczące o praworządność” i te, które „korzystały z kontaktów z władzą w czasie kryzysu praworządności”. Z drugiej odpowiedź organizacji na kryzysy – pandemia, wojna i sytuacja na granicy polsko-białoruskiej – budują zaufanie. W 2023 roku wynosiło ono 63 proc.

Znów jest to mało zniuansowany obraz. Dobrze chociaż, że w ostatnich latach wszyscy nauczyliśmy się lepiej komunikować. To zasługa PiS. Jak mawiał Minister Gliński, „w czasach, gdy PiS dochodzi do władzy, dziwnym trafem kwitnie społeczeństwo obywatelskie”. To prawda. Zachowajmy z czasów PiS kapitał zaufania do społecznej działalności.

Zanim społeczny entuzjazm i energię pogrzebią kolejne kwity potwierdzające, że wszystko jest robione tak jak trzeba, przypomnimy sobie, dlaczego działamy, i opowiadajmy szeroko, co chcemy zmienić w świecie.

Autorka jest dyrektorką programową stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Zawsze uważałam, że procedury publicznych konkursów dla organizacji społecznych i w ogóle relacje świata organizacji i władzy są tematem środowiskowym, niszowym i po prostu nudnym dla opinii publicznej. Ale okazało się, że i taki temat może być wieloletnim hitem medialnym. Jeśli ktoś umie go „wypromować”.

Od lat słychać lamenty nad jakością debaty publicznej. A to, że płytka i zdominowana przez media społecznościowe. A to, że promująca autorytety, których główną umiejętnością jest zaistnienie w debacie publicznej. A to, że podejmuje niewłaściwe tematy – głównie sensacyjne. A to, że niekonsekwentna i krzykliwa. Ja, gdybym miała dołączyć do tego zawodzenia, powiedziałabym, że problemem debaty jest brak niuansowania i żądanie od decydentów prostych rozwiązań. Który lub która z nich odważy się na coś nietypowego, ryzykownego i niezgodnego z dominującą linią narracyjną własnego obozu politycznego? A po rządach Prawa i Sprawiedliwości jest o tyle gorzej, że akurat ta partia miała odważne pomysły. I wiele z nich „wypaczyła”. Być może pogrzebała na zawsze.

Pozostało 84% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian