Sprawa panów Kamińskiego i Wąsika została zakończona kulminacyjną sceną, w której prezydent, tym razem prawidłowo, ułaskawił obu skazanych, potwierdzając tym, że jego poprzedni akt łaski nie wywołał żadnych skutków prawnych. To jednak nie zamknęło całości problemu, gdyż pozostał spór przed sądem opinii publicznej. By zniwelować wizerunkową porażkę, jaką jest skazanie kluczowych przedstawicieli obecnie opozycyjnej partii za przestępstwa pospolite, partyjni koledzy ułaskawionych postanowili przedstawić ich proces jako polityczny. Liderem tej narracji stał się sam prezydent,porównując ułaskawionych do więźniów brzeskich.
Ciężka próba
To była karkołomna konstrukcja intelektualna starająca się zrównać naruszających prawo urzędników państwowych z najwybitniejszymi politykami dwudziestolecia międzywojennego, szykanowanymi za ich działania w obronie demokracji.
Czytaj więcej
Z uporządkowaniem kodeksów nie można czekać aż do rozwiązania problemów ustrojowych, a tego bałaganu nie da się posprzątać doraźnymi zmianami.
Wobec demagogii logika i historyczna uczciwość narażone są na ciężką próbę. Wypowiadanie takich słów jest możliwe, bo często ich odbiorcy nie analizują, co jest prawdą, przyjmując tezy wypowiadane przez osoby, z którymi sympatyzują, zaś sztuką jest zajęcie stanowiska po przeanalizowaniu faktów.
Ze sprawą polityczną mamy do czynienia, gdy ktoś pociągany jest do odpowiedzialności za swoje przekonania, gdy nie ma do tego podstaw prawnych lub gdy wobec kogoś stosuje się przepisy, gdy do innych osób za takie same działania przepisy te nie są stosowane. Żadna z tych sytuacji się nie darzyła. Zarzuty postawione urzędnikom były reakcją na ich konkretne zachowania naruszające prawo bez związku z ich przekonaniami. Zachowania, za które ich skazano, nie były nawet skierowane przeciw obecnym rządzącym, a dotyczyły ich własnych ówczesnych koalicjantów i oni byli pokrzywdzonymi.