Ołeksandra Matwijczuk: Wojna to trucizna, która zmienia priorytety

Stawiamy sobie ambitny cel udokumentowania zbrodni w każdej, choćby najmniejszej wiosce i w każdym obwodzie Ukrainy – mówi Ołeksandra Matwijczuk, ukraińska prawniczka i obrończyni praw człowieka.

Publikacja: 24.10.2023 02:00

Wraki rosyjskich wozów bojowych w Kijowie

Wraki rosyjskich wozów bojowych w Kijowie

Foto: Adobe Stock

Jak bardzo pani zdaniem ochrona praw człowieka w Ukrainie rozwinęła się w ciągu ostatnich 30 lat, czyli od upadku ZSRR do dziś?

Zawsze dobrze jest wiedzieć, do czego się porównuje. Patrząc nawet na stosunkowo niedawne czasy Euromajdanu, widać wielki postęp. Gdy zwyciężyła rewolucja, totalitarny reżim upadł i zyskaliśmy szansę na demokratyczną przemianę. Ale ona została bardzo szybko przerwana przez rosyjską agresję w 2014 r. Nawet zdaniem zagranicznych ekspertów (można tu wymienić choćby Raport Chapmann House z 2019 r.) Ukraina zrobiła znaczniejsze postępy w ciągu kilku ostatnich lat niż wcześniej w ciągu paru dekad. To zrozumiałe, bo gdy mówimy o przemianach demokratycznych, nie wystarczy stworzyć lepsze prawo i instytucje. To społeczeństwo zawsze zwycięża i daje energię tym prawom i instytucjom, by szły we właściwym kierunku. Rewolucja godności była wyborem cywilizacyjnym dla milionów Ukraińców – a taki wybór jest w pierwszej kolejności wyborem wartości. By zbudować państwo, w którym prawa wszystkich są chronione, rząd jest odpowiedzialny, sądownictwo niezależne, a policja nie bije studentów za pokojowe demonstracje. Więc jeśli porównujemy się do Ukrainy z przeszłości albo do naszych sąsiadów takich jak Rosja czy Białoruś, to widać wielką różnicę. Ale my chcemy porównywać się do standardów europejskich, bo to jest coś, do czego dążymy.

I jak wypada to porównanie?

Jesteśmy chyba jedynym narodem, którego członkowie umierali we własnej stolicy nie tylko pod flagami narodowymi, ale też unijnymi. Bo nie można zapomnieć, że podczas rewolucji godności, ponad stu nieuzbrojonych demonstrantów zostało zabitych przez policję. Więc w tym zakresie mamy jeszcze wiele do zrobienia. Jesteśmy na właściwej drodze, ale zmiany demokratyczne są trudne nawet w czasach pokoju – a co dopiero podczas wojny na pełną skalę. Wojna to trucizna, która zmienia priorytety, prowadzi w przeciwnym kierunku niż demokratyzacja. Wojna wymaga centralizacji, a demokracja – decentralizacji. Wojna wymaga ograniczania praw obywatelskich w stanie wojennym, a demokratyzacja potrzebuje rozszerzania przestrzeni ludzkich praw i wolności. Sytuacja jest więc skomplikowana, ale patrzę na nią z optymizmem, bo jak mówiłam, jesteśmy już na dobrej drodze. Czujemy wielką odpowiedzialność, by nie zostawiać tego zadania w całości naszym dzieciom.

Czytaj więcej

Jarosław Gwizdak: Tu jest sprawiedliwość i lody na patyku

Pani działalność w zakresie praw człowieka trwa około dziesięciu lat, od 2012 r., gdy została pani członkinią rady praw człowieka przy Radzie Najwyższej Ukrainy, do zeszłego roku, gdy pani organizacja otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Co udało się osiągnąć w tym czasie?

Nagroda Nobla dała nam szansę, by zostać usłyszanym. A my od dekad mówiliśmy, że pokój i prawa człowieka są nierozerwalnie związane. Kraj, który zabija aktywistów, ściga sądowo dziennikarzy, rozbija pokojowe demonstracje, zagraża nie tylko własnym obywatelom, ale też pokojowi w całym regionie. Rosja to świetny przykład – ale przez dziesięciolecia nawet dobrze rozwinięte demokracje przymykały oko na to, co się tam dzieje. Zresztą nie tylko w samej Rosji, ale i w Czeczenii, Gruzji, Libii, Mali, Syrii i wielu innych państwach świata. Dopiero obecna sytuacja, tzn., pełnoskalowa wojna udowodniła, że jeśli nie opiera się decyzji na wartościach wynikających z praw człowieka, osiąga się zyski krótkoterminowe, ale w długim terminie doprowadza to do katastrofy. Co do praktycznych działań – wciąż dokumentujemy rosyjskie zbrodnie wojenne, jednoczymy wiele lokalnych organizacji w inicjatywie „Jeden Trybunał dla Putina”. To wielka sieć dokumentatorów, obejmująca cały kraj, łącznie z terenami okupowanymi. Stawiamy sobie ambitny cel udokumentowania zbrodni w każdej, choćby najmniejszej wiosce i w każdym obwodzie Ukrainy. Wspólnie udokumentowaliśmy już 50 tys. zbrodni wojennych od lutego 2022 r.

A jak w tej ostatniej dekadzie zmieniła się rola kobiet w społeczeństwie Ukrainy i ich udział w życiu publicznym?

To bardzo dobre pytanie. Znam bardzo wiele wspaniałych kobiet działających w najróżniejszych sferach życia społecznego. Kobiety dołączają do sił zbrojnych, dokumentują zbrodnie wojenne, koordynują pewne inicjatywy, podejmują decyzje polityczne. Kobiety są na pierwszej linii tej walki o demokrację, bo odwaga nie ma płci. Ale to odzwierciedla też, o co toczy się ta wojna. W Ukrainie dziś kobieta może odgrywać taką rolę społeczną, jaką chce. W świecie rosyjskim zaś kobiety mogą pełnić tylko przypisane im funkcje w rodzinie i społeczeństwie, a mężczyźni dominują „z natury”. Takie relacje międzyludzkie leżą u podstaw reżymów autorytarnych. Bo to, jak ludzie odnoszą się do siebie nawzajem, jest projekcją tego, jak rząd odnosi się do obywateli. To dlatego w Norwegii kobiety mają pełnię praw, w Afganistanie nie wolno im studiować, zaś w Rosji przemoc domowa jest zdepenalizowana. I w ten sposób „prywatne staje się polityczne”. W tej wojnie Ukrainki walczą dla swoich córek, by te nie były nigdy zmuszone udowadniać komukolwiek, że są w pełni istotami ludzkimi i mają równe prawa.

Prócz Nagrody Nobla dużym pani sukcesem było skłonienie Platformy Solidarności Obywatelskiej, by przeniosła swój sekretariat do Kijowa – pierwszy raz od 2011 r. znalazł się on na wschód od Wiednia. Jakich argumentów pani użyła, by to osiągnąć?

Tak, to w ogóle pierwszy raz w historii sekretariat tej największej w międzynarodowej sieci organizacji chroniących prawa człowieka znalazł się w tzw. Europie Wschodniej. Z tego punktu widzenia, to była rzecz bardzo naturalna. Wynik wojny z Rosją zdefiniuje przyszłość nas wszystkich – nie tylko Ukrainy. Dlatego zwycięstwo Ukrainy jest tak ważne, szczególnie że w wielu krajach w tym regionie przestrzeń wolności jest ograniczona do rozmiaru celi więziennej. Przekonanie członków tej sieci nie było jednak trudne. Obrońcy praw człowieka widzą świat przez ten sam pryzmat. Silnie wierzymy, że kwestie takie jak prawa człowieka nie mają granic narodowych.

Poza oczywistymi zbrodniami wojennymi popełnianymi przez Rosjan na terenach okupowanych, jakie są najpoważniejsze problemy z ochroną praw człowieka w Ukrainie? Chodzi mi tu o postawę władz ukraińskich w tej kwestii.

Sytuacja jest bardzo skomplikowana, bo wojna ta ma wiele wymiarów. Przykładowo – Rosja zniszczyła ukraińską gospodarkę, co ma wpływ także na tereny, których ona bezpośrednio nie kontroluje. Ma to na celu paraliż mojego kraju i złamanie oporu narodu. Dlatego też kluczowe w tym momencie stają się prawa społeczno-ekonomiczne – bo ludzie są po prostu bardzo biedni. Tracą swój majątek, całe domy, ale także członków rodziny, potrzebują opieki psychologicznej po traumie. Można sobie wyobrazić, że nawet dla kraju o stabilnych i efektywnych instytucjach demokratycznych byłaby to trudna sytuacja. A my nie mamy takich stabilnych i efektywnych instytucji – niezależnych sądów, policji służącej obywatelom czy innych ciał wykonujących swoje zadania właściwie. Dopiero pracujemy nad ich stworzeniem, jesteśmy narodem w okresie transformacji. Mamy też swoje małe sukcesy i myślę, że one powinny być jednak oceniane przez inny pryzmat. Przeprowadzamy bowiem reformy, by sprostać unijnym kryteriom w czasie wojny. To doświadczenie, którego nie miało żadne państwo będące obecnie członkiem UE. Polska też podjęła wielki wysiłek, by sprostać tym kryteriom, ale nie możemy powtórzyć jej drogi – bo prowadzimy wojnę na dużą skalę.

Na koniec pytanie: dlaczego zainteresowała się pani akurat ochroną praw człowieka?

To było dla mnie dość naturalne. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, poznałam kilku ukraińskich dysydentów. Tak jak kiedyś w Polsce, mamy dysydentów – intelektualistów z różnych dziedzin nauk ścisłych i humanistycznych, ale także z innych pól działalności, np. artystycznej – którzy dzielnie walczyli przeciw sowieckiej totalitarnej maszynie. I tak jak w PRL, byli często więzieni, poddawani „kuracji psychiatrycznej”, niektórzy nawet zabijani. Gdy weszłam w to środowisko, byłam bardzo zainspirowana tymi ludźmi, ich męstwem. Mimo że nie mieli w czasach sowieckich żadnych narzędzi prócz swoich słów i postawy, i tak stawali dzielnie w opozycji do systemu. Widziałam, z jaką godnością walczyli, dlatego już w szkole zdecydowałam się skupić na prawach człowieka i sama walczyć o sprawiedliwość i wolność.

Ołeksandra Matwijczuk jest przewodniczącą ukraińskiego Centrum Wolności Obywatelskich, uhonorowanego rok temu pokojowym Noblem

Jak bardzo pani zdaniem ochrona praw człowieka w Ukrainie rozwinęła się w ciągu ostatnich 30 lat, czyli od upadku ZSRR do dziś?

Zawsze dobrze jest wiedzieć, do czego się porównuje. Patrząc nawet na stosunkowo niedawne czasy Euromajdanu, widać wielki postęp. Gdy zwyciężyła rewolucja, totalitarny reżim upadł i zyskaliśmy szansę na demokratyczną przemianę. Ale ona została bardzo szybko przerwana przez rosyjską agresję w 2014 r. Nawet zdaniem zagranicznych ekspertów (można tu wymienić choćby Raport Chapmann House z 2019 r.) Ukraina zrobiła znaczniejsze postępy w ciągu kilku ostatnich lat niż wcześniej w ciągu paru dekad. To zrozumiałe, bo gdy mówimy o przemianach demokratycznych, nie wystarczy stworzyć lepsze prawo i instytucje. To społeczeństwo zawsze zwycięża i daje energię tym prawom i instytucjom, by szły we właściwym kierunku. Rewolucja godności była wyborem cywilizacyjnym dla milionów Ukraińców – a taki wybór jest w pierwszej kolejności wyborem wartości. By zbudować państwo, w którym prawa wszystkich są chronione, rząd jest odpowiedzialny, sądownictwo niezależne, a policja nie bije studentów za pokojowe demonstracje. Więc jeśli porównujemy się do Ukrainy z przeszłości albo do naszych sąsiadów takich jak Rosja czy Białoruś, to widać wielką różnicę. Ale my chcemy porównywać się do standardów europejskich, bo to jest coś, do czego dążymy.

Pozostało 83% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian