Jerzy Haszczyński: Prezydent Litwy chce być jak Jarosław Kaczyński

W wyborach prezydenckich na Litwie sukces prezydenta Gitanasa Nausėdy w starciu z premier Ingridą Šimonytė przerósł największe obawy obozu rządzącego. Jeżeliby się pokusić o dostosowanie litewskich wyborów do polskiej sceny politycznej, to można by w publicystycznym uproszczeniu powiedzieć, że w niedzielę PiS zmiażdżył PO.

Publikacja: 27.05.2024 11:45

Jarosław Kaczyński i Gitanas Nauseda

Jarosław Kaczyński i Gitanas Nauseda

Foto: PAP/EPA

Takiego wyniku, jak Gitanas Nausėda w ostatnią niedzielę, jeszcze nikt w drugiej turze wyborów prezydenckich na Litwie nie osiągnął – trzy czwarte głosów.

Przed pierwszą turą premier Šimonytė sugerowała, że ma on skłonności do zachowywania się jak król, co znacznie wykracza poza prezydenckie kompetencje. A są one – w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa – i tak większe niż prawie wszystkich prezydentów w Unii Europejskiej (uczestniczy w szczytach Unii i NATO). Teraz Nausėda będzie miał zapewne jeszcze większą chęć do kształtowania polityki wewnętrznej.

Sprzyja mu kalendarz wyborczy – głosowanie do Sejmu odbędzie się w październiku. A wynik premier Šimonytė w niedzielnych wyborach prezydenckich – ledwie jedna czwarta głosów – nie wróży dobrze koalicji partii konserwatywnej Związek Ojczyzny, do której należy szefowa rządu, i dwóch mniejszych ugrupowań liberalnych. Konserwatyści, jak właściwie wszyscy, wiedzieli, że Šimonytė przegra z Nausėdą, ale się nie spodziewali, że aż tak bardzo.

Kto popiera prezydenta Litwy Gitanasa Nausėdę

Gitanas Nausėda nie ma swojej i nie należy do żadnej partii. W drugiej turze wyborów wystąpił więc przede wszystkim jako głowa różnorodnego obozu przeciwników konserwatystów, których można też nazwać antylandbergisistami. Vytautas Landsbergis był założycielem i wieloletnim przywódcą Związku Ojczyzny, teraz na czele partii stoi jego wnuk Gabrielius, szef litewskiej dyplomacji.

Rezultat drugiej tury pokazuje, że do antylandbergisistów należy i elektorat kandydatów antysystemowych, którzy w pierwszej turze zdobyli aż 30 proc. głosów – co było niemiłym zaskoczeniem – i wszystkich kandydatów partii mainstreamowych, poza tymi, które tworzą obecny rząd Ingridy Šimonytė. Ze szczególnym uwzględnieniem najsilniejszej w opozycji partii socjaldemokratycznej, która poparła oficjalnie Nausėdę.

Czytaj więcej

Prezydent Litwy zawetował ustawę o restrykcjach wobec Rosjan i Białorusinów. Bo jest za mało ostra

Uczyniła to, choć Nausėda nie jest socjaldemokratą. A może inaczej – jest po trochu lewicowcem, ale bardziej konserwatystą w sprawach rodzinnych i światopoglądowych, a czasem nacjonalistą.

W kwestii np. związków partnerskich osób tej samej płci jest bardziej konserwatywny niż konserwatywna premier Šimonytė. Partia konserwatywna, niegdyś walcząca z „propagandą homoseksualną”, teraz chciałaby być w głównym europejskim nurcie w kwestiach mniejszości seksualnych: tak by prawdziwy Zachód był bardziej zdeterminowany do pomocy Litwie w sprawie najważniejszej, czyli ochrony przed zagrożeniem ze strony Rosji. Chcieliby tego liderzy partii konserwatywnej, ale na razie nie udało im się przekonać części własnych posłów – kadencja się kończy, a ustawa o związkach partnerskich wciąż nie została przegłosowana.

Wybory prezydenckie na Litwie: Trochę tak, jakby PiS zmiażdżył PO

Co ważne, w kwestii zagrożenia ze strony Kremla różnic między prezydentem i panią premier nie ma. Gitanas Nausėda jest równie proukraiński jak rząd. Ale część jego wyborców z drugiej tury już nie, co pokazali w pierwszej. Zmęczenie wsparciem dla Ukrainy może się okazać istotnym tematem jesiennych wyborów parlamentarnych.

Czytaj więcej

Ewelina Dobrowolska, minister sprawiedliwości Litwy: Wpływ Kremla na Polaków zmalał

Jeżeliby się pokusić o dostosowanie litewskich wyborów prezydenckich do polskiej sceny politycznej, to można by w publicystycznym uproszczeniu powiedzieć, że w niedzielę PiS zmiażdżył PO. Litewscy konserwatyści są wraz z PO w Europejskiej Partii Ludowej i chcą tam być jak najbardziej w głównym nurcie.

Gitanas Nausėda zaś to taki PiS w wersji light. Czasem pokazuje nawet, że jest mu blisko do PiS, zwłaszcza Andrzeja Dudy. Zaskoczył PO, mówiąc kilka tygodni temu, że to prezydent Duda przekonał Donalda Trumpa do odblokowania przez amerykańskich republikanów militarnej pomocy dla Ukrainy.

Niektórzy uważają, że chciałby być jak Jarosław Kaczyński, ale nie ma swojej partii, a poparcie ciuła jako pozapartyjny przywódca różnorodnego obozu antylandsbergisistów. Teraz nadal partii mieć zapewne nie będzie, ale jego możliwości jeszcze wzrosną.

Takiego wyniku, jak Gitanas Nausėda w ostatnią niedzielę, jeszcze nikt w drugiej turze wyborów prezydenckich na Litwie nie osiągnął – trzy czwarte głosów.

Przed pierwszą turą premier Šimonytė sugerowała, że ma on skłonności do zachowywania się jak król, co znacznie wykracza poza prezydenckie kompetencje. A są one – w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa – i tak większe niż prawie wszystkich prezydentów w Unii Europejskiej (uczestniczy w szczytach Unii i NATO). Teraz Nausėda będzie miał zapewne jeszcze większą chęć do kształtowania polityki wewnętrznej.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki