Roch Zygmunt: Tobiasz Bocheński zmian nie przyniesie

Zapowiedzi odmłodzenia PiS, wystylizowania tej partii na nowoczesną chadecję – wyrażane mniej lub bardziej wprost – muszą spełznąć na niczym.

Publikacja: 14.02.2024 03:00

Przewodniczący KP PiS Mariusz Błaszczak i kandydat PiS na prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński

Przewodniczący KP PiS Mariusz Błaszczak i kandydat PiS na prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński

Foto: PAP, Paweł Supernak

Tobiasz Bocheński, trzydziestoparoletni polityk i były wojewoda mazowiecki, został kandydatem PiS na prezydenta Warszawy. Podjął się misji niemożliwej, bo – jak głoszą dowcipy – w stolicy nawet kot Rafała Trzaskowskiego z przypiętym serduszkiem PO wygrałby z politykiem namaszczonym przez Jarosława Kaczyńskiego. Sukcesem będzie więc doprowadzenie do drugiej tury, co w 2018 roku nie udało się Patrykowi Jakiemu.

Bocheński przedstawia się jako młoda twarz Prawa i Sprawiedliwości. Jak sam mówi, chce pokazać, że ugrupowanie Kaczyńskiego „nie jest obciachowe”, a konserwatyści mogą być również „wielkomiejscy”. W podobnym tonie lansuje się Marka Magierowskiego, przymierzanego przez media do roli kandydata PiS w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Ambasador Polski w Waszyngtonie zasłynął ostatnio przemówieniem podczas jednej z konferencji, w którym celnie i zgryźliwie odniósł się do wywiadu Tuckera Carlsona z Władimirem Putinem, mówiąc, że ten drugi powinien raczej odpowiadać na pytania sędziów Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Dlaczego zapowiedzi odmłodzenia PiS spełzną na niczym?

Powiedzmy sobie wprost: te zapowiedzi odmłodzenia PiS, wystylizowania tej partii na nowoczesną chadecję – wyrażane mniej lub bardziej wprost – muszą spełznąć na niczym. Przede wszystkim, nie wiadomo, na ile potencjalny start Magierowskiego jest rozpowszechnioną w opinii publicznej sugestią, a na ile leżącą na stole propozycją, poważnie rozważaną przez decydentów z Nowogrodzkiej.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Dlaczego Jarosław Kaczyński postawił na Tobiasza Bocheńskiego w wyborach na prezydenta Warszawy

Ważniejsze jest jednak coś innego – dopóki rdzeń partii pozostanie bez zmian, dopóty trwale nie zmieni ona swojego wizerunku. Wizerunku oderwanej od „koryta” partii władzy, wyprutej z idei i świeżych pomysłów; partii, której lider nie zrozumiał, dlaczego przegrał wybory. Ma bowiem rację Rafał Ziemkiewicz, gdy pisze, że „jeśli straciło się władzę w wyborach, to trzeba przyznać wyborcom rację. Wmawianie im, że dali się oszukać, że nie wiedzą, co narobili, tylko ich utwierdzi w przekonaniu, że dobrze zrobili, odsuwając pyszałków”.

Niestety dla prawicy, w tym kierunku zmierza Kaczyński, organizując ustawki z eksposłami Kamińskim i Wąsikiem i dając się sprowokować wulgarnym aktywistom podczas obchodów miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Innymi słowy, idzie duktem pięknie wytyczonym przez poprzedników, którzy przed ośmioma laty również niewiele zrozumieli, a swoje zdziwienie wyrażali (a co twardsi wyrażają nadal) pogardą dla wyborców drugiej strony.

Jaka opozycja jest potrzebna Polsce?

Z takim liderem – i tłumem jego bezwolnych potakiwaczy, składających mu hołd lenny za każdym razem, gdy dostaną pytanie o ewentualną emeryturę prezesa – nie da się budować wizerunku partii, która zrozumiała swoje błędy i dokonuje nowego otwarcia. Zatem również i ruch podobny do wystawienia niekoniecznie najbardziej rozpoznawalnego Andrzeja Dudy w 2015 roku nie może się udać. Bo raz, że nikt drugi raz nie uwierzy w taki skręt ku centrum, a dwa – nawet gdyby ktoś taki jak Magierowski (nie musi być to on sam) został nowym lokatorem Pałacu Prezydenckiego, to jaką miałby autonomię względem centrali? Czy mógłby pozwolić sobie na prowadzenie – w ramach swoich kompetencji – aktywnej polityki (np. proponować własne projekty ustaw), czy byłby zdany na zewnętrzne instrukcje?

To o tyle ważne pytania, że – wykraczając poza partykularny interes PiS – Polsce potrzebna jest punktująca rząd opozycja, która byłaby i liczebna, i merytoryczna. Na razie jest jedynie liczebna, a w miarę radykalizacji i spadku poparcia i z tym mogą być kłopoty.

Roch Zygmunt

Autor jest publicystą, studentem politologii Uniwersytetu Jagiellońskiego

Tobiasz Bocheński, trzydziestoparoletni polityk i były wojewoda mazowiecki, został kandydatem PiS na prezydenta Warszawy. Podjął się misji niemożliwej, bo – jak głoszą dowcipy – w stolicy nawet kot Rafała Trzaskowskiego z przypiętym serduszkiem PO wygrałby z politykiem namaszczonym przez Jarosława Kaczyńskiego. Sukcesem będzie więc doprowadzenie do drugiej tury, co w 2018 roku nie udało się Patrykowi Jakiemu.

Bocheński przedstawia się jako młoda twarz Prawa i Sprawiedliwości. Jak sam mówi, chce pokazać, że ugrupowanie Kaczyńskiego „nie jest obciachowe”, a konserwatyści mogą być również „wielkomiejscy”. W podobnym tonie lansuje się Marka Magierowskiego, przymierzanego przez media do roli kandydata PiS w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Ambasador Polski w Waszyngtonie zasłynął ostatnio przemówieniem podczas jednej z konferencji, w którym celnie i zgryźliwie odniósł się do wywiadu Tuckera Carlsona z Władimirem Putinem, mówiąc, że ten drugi powinien raczej odpowiadać na pytania sędziów Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki