Polska nie uprawia polityki transakcyjnej, ale politykę interesu – oznajmił w Radiu Zet wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński, opisując tę pierwszą, szczególnie wobec Ukrainy, jako w jakiś sposób niegodną czy nieprzyzwoitą. Głupio się czuję, gdy jako publicysta muszę oświecić praktyka: polityka transakcyjna jest właśnie podstawą walki o własny interes, choć bywa zawoalowana. Lecz całkiem otwarcie uprawiają ją wobec nas na przykład Stany Zjednoczone: ochrona w zamian za potężne zakupy amerykańskiego sprzętu.
Ekipa, którą reprezentuje pan Jabłoński, od początku wojny w Ukrainie postawiła na postawę wobec Kijowa całkowicie bezwarunkową. Z gruntu błędną. Jej skutkiem są fakty takie jak nominacja pana Andrija Melnyka, znanego z antypolskiej postawy, na wiceministra spraw zagranicznych czy połajanki pana ambasadora Wasyla Zwarycza pod adresem polskich władz. Tę żabę rządzący będą teraz z coraz większym trudem przełykać, ale od tego są wybory, żeby ich z takich decyzji rozliczyć.
Dbanie o pamięć własnych obywateli jest cechą każdego poważnego kraju i nie podlega żadnym kompromisom
Trzeba jednak zaprotestować, gdy wiceminister Jabłoński mówi o polityce transakcyjnej w kontekście rzezi wołyńskiej. Jestem gotów zgodzić się, że domaganie się czy wymuszanie na Ukrainie przeprosin za Wołyń nie ma sensu. Do takiego gestu naród zawsze musi sam dojrzeć. Natomiast z faktu, że tutaj to nie nastąpiło, powinniśmy także wyciągnąć wnioski.
Jednak czym innym są przeprosiny, a czymś całkiem innym wypełnienie powinności rządu wobec polskich obywateli, czyli doprowadzenie do ekshumacji i pochówków ofiar. Dbanie o pamięć własnych obywateli jest cechą każdego poważnego kraju, i to nie podlega żadnym kompromisom. Władza zaś celowo próbuje mieszać ze sobą te dwie kwestie: przeprosiny i ekshumacje.