Z „Karierą Nikodema Dyzmy” było trochę jak ze starym peerelowskim dowcipem, w którym człowieka zamykają za napisanie na murze: „Rząd to banda idiotów”. Ale nie za obrażanie władzy, lecz za zdradę tajemnicy państwowej. Dołęga-Mostowicz też zdradził tajemnicę państwową: sanacja była systemem opartym na towarzyskich układach, gdzie większe szanse na karierę miał spryciarz pokroju Dyzmy ze stojącym za jego plecami Krzepickim niż najbardziej kompetentny i wykształcony człowiek.
Teraz Dołęga-Mostowicz musi się w zaświatach pokładać ze śmiechu, pokrzykując tryumfalnie: „Patrzcie, patrzcie, to się wszystko dzieje naprawdę!”. Jest nawet lepiej: swoją powieścią pisarz zdradził tajemnicę państwową nie tylko czasów sanacji, ale też III RP anno domini 2023. Był prorokiem. Albo dobrze znał Polaków.
Powiedzmy szczerze: trochę pisarz przesadza, bo obecna sytuacja nie odwzorowuje dokładnie tej z jego powieści. Po pierwsze, Dyzma może i był prostakiem, ale szybko się uczył i uczyć się chciał. Nasza władza niczego się nie uczy. Jest oporna na doświadczenie jak osioł i porównywanie jej przedstawicieli do Dyzmy jest obraźliwe dla tego ostatniego. Po drugie, poziom chaosu, do jakiego udało się rządowi doprowadzić w sprawie zboża z Ukrainy, dalece przekracza poziom problemu, z jakim musieli się uporać Dyzma wespół z Krzepickim, podpierani radami Kunickiego.
PiS zlekceważył wszelkie ostrzeżenia. Zboże z Ukrainy byle jakiej jakości wjeżdżało bez kontroli. Zamiast przejeżdżać transferem, kończyło drogę w Polsce. Gdy widać już było, że robi się problem, rząd nie spróbował zgłosić tego – zgodnie z rozporządzeniem UE z maja ubiegłego roku – z odpowiednim wyprzedzeniem Komisji Europejskiej, co dawałoby nam szansę na zgodne z prawem unijnym zablokowanie importu. Teraz w panice naraża nas nie tylko na kary ze strony Unii, ale też, próbując ratować poparcie na wsi, rozrzuca kolejne pieniądze, oznajmiając skup zboża po zawyżonej cenie. Czyli po prostu dając rolnikom łapówkę, która może nas kosztować 5 miliardów złotych. A na dokładkę okazuje się, że przyjaźń przyjaźnią, ale wkurzony Kijów potrafi twardo domagać się realizacji swoich interesów. Zupełnie inaczej niż Warszawa.