Marek Migalski: Nieznośna lekkość populizmu

Wyborcy w większości nie są tacy, jakimi widzą ich badacze społeczni.

Publikacja: 21.12.2022 03:00

Amerykanie wybierając Joe Bidena (na zdjęciu) i wyprowadzając z Białego Domu Trumpa pokazali, jak mo

Amerykanie wybierając Joe Bidena (na zdjęciu) i wyprowadzając z Białego Domu Trumpa pokazali, jak można pokonywać populizm.

Foto: EPA/SHAWN THEW

Każdego troszczącego się o dobro wspólne musi niepokoić wzrost znaczenia populistów. Nawet jeśli nie rządzą oni jakimś państwem (jak w Polsce, na Węgrzech czy w Turcji), to zyskują popularność i znaczenie prawie w każdym demokratycznym kraju. Od Waszyngtonu przez Francję po Indie czy Indonezję rośnie poparcie dla partii określanych jako populistyczne. Ale naprawdę zastanawiać musi nie to, że zyskują one w sondażach, lecz że nie rządzą jeszcze w całym demokratycznym świecie – wszak oferują tak łatwe i miłe rozwiązania, a gdy rządzą – rozdają szczodrą ręką dobra publiczne szerokiej rzeszy wyborców. Fascynuje zatem nie fakt ich rosnącej popularności, ale to, że zwykli ludzie w większości nie dają się im uwieść.

Bo przecież nie ma niczego łatwiejszego niż propagowanie populizmu, a potem rządzenie w zgodzie z jego wytycznymi. Wydawać by się mogło, że na taką propagandę nie ma silnych i ugrupowania przedstawiające odpowiedzialne i racjonalne rozwiązania polityczne i ekonomiczne muszą przegrać. Tak jednak się nie dzieje – a przynajmniej nie wszędzie.

Przyjrzyjmy się „ideologii” populizmu. Warto zacząć od tego, że to nie ideologia, czyli zwarty i koherentny zestaw wartości i zasad. Jest odwrotnie – populistyczny lider może z dnia na dzień zmienić prawie wszystko, co dotychczas propagował. W poniedziałek może lubić i cenić UE, ale we wtorek ogłosić ją okupantem i zaborcą. W środę zadeklaruje otwartość na mniejszości, a w czwartek obarczy je odpowiedzialnością za wzrost cen czy pandemię. Populizm jest bardzo plastyczny, bo to raczej metoda utrzymania się u władzy i sposób rządzenia niż spójna ideologia.

Czytaj więcej

Po skazaniu wiceprezydent Argentyny peronizm w niezwykle trudnej sytuacji

Co jednak stanowi o jego istocie? W literaturze przedmiotu toczy się o to spór, ale większość z nas zgodzi się z tym, że populizm udziela łatwych odpowiedzi na skomplikowane pytania, jest antyelitarny, odwołuje się do mas i szczuje na poszczególne grupy mniejszościowe, prowadzi rozrzutną politykę społeczną, gra na najniższych emocjach i odwołuje się do prymitywnych uprzedzeń, dzieli społeczeństwo i gra na tych podziałach, wywołuje wrogość wobec obcych.

Jeśli tak zdefiniować populizm, to jego przeciwieństwem nie jest lewica czy prawica (bo sam populizm potrafi ogłaszać się prawicowym czy lewicowym), lecz polityka odpowiedzialności ekonomicznej, tolerancji, poszanowania dla innych, konsensualność wewnątrz kraju oraz dążenie do pokojowego ułożenia stosunków z partnerami zewnętrznymi. Ale nuda, prawda?

I właśnie tu pojawia się owo zdumienie – jak to możliwe, że populizm nie zdominował całego świata? Dlaczego większość wyborców w większości krajów demokratycznych odrzuca go i głosuje na owe nudne partie, które mówią o równowadze budżetowej, poszanowaniu innych, tolerancji dla obcych i ostrożnej polityce społecznej? Zwłaszcza że ludzie niekoniecznie są z natury dobrzy, odpowiedzialni, przewidujący i dbający o innych. Powtórzę – dziwić się trzeba nie temu, że w wielu państwach populizm zyskuje popularność, ale że tylko w nielicznych zwyciężył.

Przyjrzyjmy się Polsce – jak to się dzieje, że partia, która dała obywatelom chyba najwięcej od 1989 roku, która dokonała niespotykanych transferów społecznych, odwołująca się do lęków i strachów tak charakterystycznych dla homo sapiens, nielicząca się z groszem publicznym i lekką ręką zaciągająca miliardowe długi, skupiająca się tylko na propagandzie i zachwalaniu swoich rządów, otóż jak to jest, że taka partia ma tylko 30 proc. poparcia? Owszem, poprzednie wybory wygrała łatwo, ale w końcówce drugiej kadencji wyraźnie złapała zadyszkę i wszystko wskazuje na to, że utraci władzę. Jak to możliwe, że zwykli ludzie, dopieszczeni przez PiS niespotykanym rozdawnictwem, odwracają się od tego ugrupowania i szukają wobec niego alternatywy? Jak wytłumaczyć tę niewdzięczność?

Chyba tylko tym, że wyborcy nie są tacy, jakimi opisywali ich badacze społeczni. Konkretnie – nie są tacy głupi i źli. Sam nie jestem niewinny, bo moje dwie ostatnie książki naukowe udowadniały, że „natura ludzka” stoi w sprzeczności z wymogami liberalnej demokracji i z tego właśnie biorą się kłopoty. Nie wycofując się z głównej tezy, muszę uczciwie zauważyć, że duża część wyborców (często większość) potrafi jednak przezwyciężyć „naturalne” błędy poznawcze, heurystyki, sposoby myślenia oraz uprzedzenia i wybierać partie oraz ruchy, które nie są populistyczne i które wzmacniają fundamenty liberalnej demokracji. Amerykanie wybierając Bidena i wyprowadzając z Białego Domu Trumpa pokazali, jak można pokonywać populizm.

Okazuje się zatem, że atrakcyjnie brzmiący i równie atrakcyjne rządzący populizm wcale nie jest najczęstszym wyborem obywateli państw demokratycznych. Być może jest „opcją domyślną”, ale większość z nas potrafi mu się oprzeć. Jest jak narkotyk, który obiecuje fantastyczne przeżycia i nawet na początku spełnia owe zapowiedzi, ale potem wiedzie ku zgubie. I tak jak w codziennym życiu większość ludzi potrafi odrzucić narkotyki, tak większość wyborców nie daje się nabrać na wszeteczne uroki politycznego populizmu. Bardzo to jednak optymistyczne, prawda?

Marek Migalski

Autor jest politologiem, prof. UŚ

Każdego troszczącego się o dobro wspólne musi niepokoić wzrost znaczenia populistów. Nawet jeśli nie rządzą oni jakimś państwem (jak w Polsce, na Węgrzech czy w Turcji), to zyskują popularność i znaczenie prawie w każdym demokratycznym kraju. Od Waszyngtonu przez Francję po Indie czy Indonezję rośnie poparcie dla partii określanych jako populistyczne. Ale naprawdę zastanawiać musi nie to, że zyskują one w sondażach, lecz że nie rządzą jeszcze w całym demokratycznym świecie – wszak oferują tak łatwe i miłe rozwiązania, a gdy rządzą – rozdają szczodrą ręką dobra publiczne szerokiej rzeszy wyborców. Fascynuje zatem nie fakt ich rosnącej popularności, ale to, że zwykli ludzie w większości nie dają się im uwieść.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki